kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Kolekcja sukienek Marzeny Więcek
Dioni Hamilton

Czy film oparty głównie na monologu i poetyckich nieco statycznych obrazach symbolizujących kobiece losy może współcześnie poruszyć widza? Okazuje się że tak. Reakcje po zakończeniu seansu zaskakujące. Widzowie śledzili historie kilku kobiet w milczeniu i całkowitym skupieniu. Wiele osób, tak mężczyzn jak i kobiet wzruszyło się. Ja także. Film reżyserowany jest przez kobietę, większość obsady to Panie, wybitne polskie aktorki kilku pokoleń (to też sztuka – połączyć w jednym obrazie filmowym tyle indywidualności i rozpisać dla nich role), ale nie jest to melodramat czy typowy „obyczaj” skierowany głównie do damskiej części widowni. Paradoksalnie – adresatami przekazu twórców filmu są mężczyźni.Te wszystkie wymienione elementy to mocna strona filmu, budująca trudne, bo wymagające skupienia napięcie. Widz ani na chwilę nie traci kontaktu z przekazem płynącym z ekranu. Staranne, bardzo dobrze zakomponowane kadry absolwenta łódzkiej filmówki Łukasza Dębskiego nadają opowieści rys elegancji i precyzji. Na początku reżyser Marzena Więcek prowadzi nas w kilku kierunkach równolegle. Opowieść zmierza raz w stronę grepsu, raz w stronę historii obyczajowej, raz w stronę paradokumentu... Po jakimś czasie odkrywamy, iż każda z bohaterek skrywa w sobie tajemnicę, obsesję, jakieś niedopowiedziane do końca niespełnienie. I zawsze w tle jest jakiś mężczyzna, lub inna kobieta, jakiś życiowy dramat. Fabuła zaczyna nas „wsysać”,

a zakończenie jest zaskakujące, choć obserwator wnikliwy może wcześniej niewyraźnie dostrzec pointę. Co do techniki: uderza wyrazistość i dobra słyszalność monologów oraz dialogów, co w polskiej produkcji jest czymś niespotykanym. Mój zaprzyjaźniony kinooperator mawiał, iż od lat 90. ubiegłego wieku w kinie polskim przydałyby się napisy. Nie dotyczy to absolutnie „Kolekcji sukienek”. Amatorom komedii romantycznych, telenowel, wyciągania na wierzch tzw. „bebechów” i szokowania brudami życia (polskiego) film ten serdecznie odradzam. Bo to nie to. Film ten wart jest promocji międzynarodowej, bo problemy kobiet w nim ukazane są uniwersalne. Może to brzmi banalnie, ale zakończenie obrazu mówi nam o próbie zrozumienia motywacji drugiego człowieka, nawet gdy ociera się ono o działania niezbyt zgodne z prawem. Przekaz jest jasny: w sytuacjach z pozoru ekstremalnych ludzie mogą się ze sobą porozumieć. W stosunku do pierwowzoru literackiego reżyser „postarzyła” bohaterki, dodając im doświadczeń i skomplikowania rodem z Bergmana i Zanussiego. Ale na tym też polega piękno kobiet i bohaterek omawianego filmu. A na zakończenie słyszymy piękną balladę w wykonaniu Natalii Wasilewskiej do słów Marzeny Więcek. Muzykę i plastykę filmu można określić jako „dyskretne”. Jeżeli dodam do tego „pierwszorzędny polski garnitur aktorski” (Ewa Szykulska, Dorota Stalińska, Marzena Trybała, Zbigniew Zamachowski i inni) – cóż trzeba więcej!


[powrót]