kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Paul Bik, „Black on orange pink 1”, technika własna. Fot. Archiwum M. Zięby
Paul Bik, „Composition 07”, technika własna. Fot. Archiwum M. Zięby
Paul Bik, „Composition 33”, technika własna. Fot. Archiwum M. Zięby
ARCHITEKTURA OBRAZÓW: KOMPONOWANIE PRZEZ (DE)KONSTRUOWANIE

Magdalena Zięba

Paul Bik, przekraczając granice kraju, wszedł na nieznane dotąd tereny własnej kreatywności. Bik to architekt, który poświęcił się pasji tworzenia dzieł w o wiele mniejszej skali niż architektura. W Mediolanie, który zafascynował go swoim kosmopolityzmem, maluje minimalistyczne obrazy-reliefy, inspirowane modernistyczną architekturą i designem. Jego kompozycje swoją geometrycznością nawiązują do matematycznych podziałów, złagodzonych zastosowaną pastelową paletą barw.

O Mediolanie jako źródle inspiracji, znoszeniu granic i balansowaniu pomiędzy konstrukcją a dekonstrukcją rozmawia z artystą Magdalena Zięba.

Magdalena Zięba: Jesteś polskim artystą we Włoszech. Opowiedz, w jaki sposób znalazłeś się w Mediolanie…

Paul Bik: Do Mediolanu przeniosłem się mniej więcej trzy lata temu. Przeprowadzka była podyktowana potrzebą zmiany. Przez ponad 30 lat mieszkałem w Warszawie, w której się urodziłem i która jest mi bardzo bliska głównie ze względu na ludzi. Ale zacząłem się w niej trochę dusić, potrzebowałem odetchnąć nowym powietrzem. W tym czasie nie myślałem jeszcze, że sztuka będzie moim jedynym zajęciem i sposobem na życie. Chciałem się wyprowadzić na jakiś czas do któregoś z krajów europejskich i znaleźć pracę w studio architektonicznym. Mediolan wydawał się być miejscem idealnym. To stolica europejskiego designu i architektury, a do tego świetnie skomunikowana z Polską, od której nie zamierzałem się odcinać.

M.Z.: Jesteś w jakiś sposób związany ze środowiskiem artystycznym tego miasta?

P.B.: Nie, raczej nie. W ogóle nie mam takiego poczucia, żebym dokonał jakieś wielkiej zmiany w kwestii przestrzeni. To nie tak, że spakowałem walizki, pożegnałem się ze wszystkimi i wyruszyłem szukać nowego życia w zupełnie innym świecie, gdzie od nowa będę budował relacje, pozostawiając te dotychczasowe daleko za plecami. Mimo przeprowadzki pozostaje w bardzo bliskim kontakcie z moimi przyjaciółmi z Polski, oczywiście nawiązuję też nowe znajomości, ale niekoniecznie w środowisku artystycznym.

Poza tym wyprowadzka z Polski była przede wszystkim przełamaniem pewnych barier w mojej głowie; nie ma tu dla mnie znaczenia przeniesienie się z punktu A do punktu B, w tym wypadku z Warszawy do Mediolanu. Najważniejsze jest dla mnie pewne symboliczne, subiektywne zniesienie wewnętrznych granic. Do tej pory we wszystkich moich działaniach w sposób naturalny myślałem o Polsce. Granice kraju były granicą moich planów. Teraz, projektując swoją przyszłość, myślę o całym świecie. Rozpatrując kolejne galerie, z którymi chciałbym współpracować, myślę o tych w Nowym Jorku, Warszawie, Amsterdamie czy w Sydney.

Mediolan jest pewnym miejscem na mapie świata, w którym aktualnie postanowiłem żyć i w którym żyje mi się bardzo przyjemnie, ale nie jest powiedziane, że zostanę tu na zawsze.

M.Z.: Mediolan jest dla ciebie inspiracją?

P.B.: Generalnie Włochy są dla mnie inspiracją – to kraj, w którym na każdym kroku stykasz się z przebogatą kulturą. To kraj z barwną historią, niezwykle płodny artystycznie, miłujący sztukę. Ilość wydarzeń artystycznych organizowanych tutaj powoduje, że praktycznie co kilka dni można odwiedzać inną wystawę, wernisaż, czy też w promieniu kilkudziesięciu kilometrów odkrywać kolejne zaskakujące miejsca.

Sam Mediolan nie jest może najpiękniejszym miastem Włoch, ale jest niezwykle inspirujący. Po zniszczeniach wojennych został pieczołowicie odbudowany, ale nie w stu procentach, co pozostawiło trochę przestrzeni architekturze modernistycznej, bardzo mi bliskiej. Z niej bardzo dużo czerpię.

M.Z.: Co najbardziej kochasz w tym mieście?

P.B.: Właśnie za tę różnorodność kocham Mediolan. Różnorodność w architekturze, gdzie renesansowe kamienice poprzeplatane są modernistycznymi i nowoczesnymi budynkami. Ale i w strukturze społecznej, gdzie stare, tradycyjne rodziny włoskie miksują się z ludźmi przyjeżdżającymi z biedniejszych regionów Włoch i spoza nich. Tradycja zasilana jest nieustannie młodą inicjatywą.

A druga rzecz to właśnie uwielbienie Mediolańczyków do sztuki, zarówno tej klasycznej, jak i nowoczesnej, a co za tym idzie – ogromna jej dostępność.

M.Z.: Zajmowałeś się wcześniej architekturą wnętrz – jak udaje ci się łączyć praktykę architekta z pasją malarską?

P.B.: Prawdę mówiąc, nie udaje mi się już łączyć tych dwóch obszarów. Po przeprowadzce do Mediolanu pracowałem głównie jako architekt wnętrz, a sztuka była pewnym dodatkiem, odskocznią, sposobem spędzania wolnego czasu. Teraz całkowicie przesunąłem działania w kierunku sztuki i praktycznie przestałem zajmować się architekturą. Oba zajęcia są niezwykle absorbujące czasowo i chcąc wykonywać je dobrze, trudno zajmować się jednym i drugim.

Technika reliefu, którą sobie wymyśliłem i w której tworzę, jest wyjątkowo czasochłonna. Najpierw powstaje kompozycja, którą później muszę szczegółowo rozrysować, dalej ręczne wycinanie i naklejanie na siebie poszczególnych elementów tworzących wzór. A następnie nasączanie całości roztworem klejowo – żywicznym, zapewniającym trwałość obrazu, potem gesso i dopiero malowanie. Każdy obraz powstaje wiele dni. Nagle okazało się, że nie mam już czasu dla wnętrz. Chociaż niezmiennie są mi one niezwykle bliskie. Cały czas równie bacznie obserwuję to co się dzieje w świecie sztuki, jak i w architekturze oraz designie.

M.Z.: Architektura ma jednak wpływ na Twoją twórczość. Do jakiego stopnia?

P.B.: Tym, co jest niezwykle ważne w architekturze, a co towarzyszy mi przy tworzeniu moich obrazów, jest koncentracja na kompozycji i proporcji, myślenie o przestrzeni. Sięgając po abstrakcję geometryczną, komunikuję się z odbiorcą zawężoną gamą środków przekazu, ograniczającą się do kształtów, kolorów i faktury. Jedynie tymi środkami próbuję wpływać na emocje, konstruując harmonię lub celowo ją zaburzając. Moje obrazy bardziej niż namalowane – są zaprojektowane i zbudowane.

M.Z.: Twoje obrazy są niezwykle delikatne. Skąd u Ciebie pomysł na tak subtelne dzieła?

P.B.: Analizując każdy obiekt sztuki, można pewnie wiele powiedzieć o jego twórcy. Nie tylko tematyka, w jakiej się porusza, ale i odcienie farb, które wybiera, ekspresja linii, którymi się wyraża, świadczą o jego charakterze. To, jakie są moje obrazy, pewnie wiele mówi i o mnie. Chociaż w stosunku do siebie na pewno nie użyłbym słowa „delikatny” – powiedziałbym raczej: wyważony, spokojny, stonowany.

Z drugiej strony, konstruując moje obrazy sięgam najczęściej po precyzyjnie wystudiowane, ale jednak nieperfekcyjne linie, dokładnie wymierzone, ale jakby niechlujne, beztrosko odręczne. Często też kontrastuję mat z połyskiem. Odcienie farb, do których uzyskania najczęściej dążę, to te balansujące na granicy ciepłych i zimnych, zmieniających się w zależności od światła. Myślę, że to wszystko mocno wynika z tego, jaki jestem i sporo mogłoby o mnie powiedzieć.

M.Z.: W swoich pracach dekonstruujesz czy bardziej konstruujesz – którą opcję byś wybrał?

P.B.: Wydaje mi się, że na poziomie świadomym przeważnie wybieram konstrukcję. Siadam do czystej kartki papieru z pewnym ogólnym zarysem przestrzeni, rytmu linii, układających się w głowie w pewną kompozycję i zaczynam ją konstruować. Szybko jednak staje się to procesem coraz bardziej intuicyjnym, który zaczyna podpowiadać mi obrazy. Linie z każdym kolejnym szkicem zaczynają układać się w pewne przedstawienia. Chcąc pozostać w świecie abstrakcji, uciekam od nich, ale bardzo często nie odrzucam ich zupełnie, szanując niejako, że się pojawiły i zaczynam się wtedy z nimi spierać, dekonstruując je.

Wydaje mi się, że w odpowiedzi na Twoje pytanie, bardzo istotny będzie ten pierwiastek intuicyjny. Dopóki będę dopuszczał go do głosu, dopóty konstrukcja i dekonstrukcja równoprawnie pojawiać się będą u mnie w procesie twórczym.

M.Z.: Jakie masz plany, jeśli chodzi o Twoją twórczość? Jakieś nowe projekty?

P.B.:  Jeśli chodzi o same obrazy, to pracuję nad kilkoma prywatnymi zamówieniami, poza tym nad nową kolekcją, w której eksperymentuję z nowymi technikami. Mam też w głowie serię, w której będę uciekał się bardziej do dekonstrukcji i w tym celu analizuję twórczość pewnego bardzo znanego artysty, ale jeszcze nie chcę zdradzać niczego, dopóki nie będę w bardziej zaawansowanym stadium pracy.

Ponadto druga strona tego medalu – czyli budowanie marki, jaką jest Paul Bik, współpraca z kolejnymi galeriami na świecie. Bardzo marzy mi się zdobyć większą widoczność w Skandynawii i Stanach Zjednoczonych.

powrót