kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy
JAKIE CZASY, TAKA SZTUKA

Andrzej Mazurkiewicz

Co wniósł rok 2016 do sztuk wizualnych? To pytanie można uznać za retoryczne, ale przyglądając się bliżej zeszłorocznej działalności artystycznej można pokusić się o wyciągnięcie pewnych wniosków natury ogólnej. Był to rok trudny dla instytucji wystawienniczych. Zamieszanie spowodowane zmianami politycznymi już na początku roku odbiło się na mechanizmie przyznawania dotacji ministerialnych. Dziwnie powołane osoby z klucza partyjnego nowo wybranej władzy zaczęły decydować o pieniądzach przeznaczonych na zakupy do kolekcji tych instytucji. Artykuł Moniki Małkowskiej, ujawniającej powiązania „mafii bardzo kulturalnej”, wbił kij w mrowisko. Beneficjenci niedawnych układów wiążących finanse publiczne z ich prywatnymi interesami zaczęli kąsać. Po pewnym czasie rozdzielono dotacje, a sprawa ucichła. Nową odsłoną protestów miał stać się Kongres Kultury. Źle przygotowany (Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie dało nań pieniędzy, jak to bywało w poprzednich latach) stał się wiecem kilku, a może kilkunastu uczestników wygłaszających polityczne manifesty. Środowisko artystyczne kongres zignorowało, a jego skuteczność była znikoma.

A jak radziły sobie instytucje budżetowe w nowej sytuacji? Na początku warto przypatrzyć się Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie. Program stał się nobliwy - było trochę folkloru, trochę historii i nazwisk artystów o poglądach bardziej na czasie. Wreszcie doceniono wystawą indywidualną dorobek Teresy Murak, spychanej dotychczas na margines życia artystycznego. Czyżby Hanna Wróblewska zmieniła swoją radykalną postawę? A może nastał czas na nową poprawność polityczną? Mamy tu do czynienia z ogólniejszą prawdą, głoszącą iż przystosowanie jest miarą inteligencji.

Nie można już tego powiedzieć o osobach kierujących Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. Tu przystosowanie „zaowocowało” miernym programem. W 2014 roku Małgorzata Ludwisiak została powołana na stanowisko dyrektora instytucji w drodze konkursu. Sam program zaprezentowany na konkursie był słaby i niestety przewidywania, jakie można było wyprorokować na jego podstawie, sprawdziły się. Choć dyrektorka starała się usilnie pokazywać swoje dokonania od dobrej strony w programach mediów narodowych, to w 2016 roku nie było tam żadnej interesującej wystawy, a propozycje wystawiennicze prezentowały żenująco niski poziom. Nijakość i dobór 3-ligowych artystów jest niczym, wobec najważniejszego „osiągnięcia” Małgorzaty Ludwisiak - likwidacji jednego z najważniejszych pism o sztuce współczesnej: „Obiegu”, powołanego do życia jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku. W numerze 3/2012 „Artluka” zamieściliśmy wywiad z Wojciechem Krukowskim o początkach tego pisma. Przez prawie 30 lat, oceniając i recenzując, towarzyszyło ono polskiej sztuce współczesnej. W 2016 roku okaleczony ze swej podstawowej funkcji „Obieg” stał się pismem „etnograficznym”.

Ale w 2016 roku działy się też rzeczy interesujące. W Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie można było skonfrontować dążenia opozycji wobec „mainstreamu”, a realiami sceny artystycznej. Wystawa debiutującego jako kurator Piotra Sarzyńskiego „Salon odrzuconych” zainicjowała dyskusję o artystach niedocenianych w ostatnich 25 latach. W krakowskim MOCAKu odbyło się kilka ważnych ekspozycji. „Daniel Spoerri, Sztuka wyjęta z codzienności” czy wystawa Jarosława Kozłowskiego „Doznania rzeczywistości i praktyki konceptualne 1965–1980”, kuratorowana przez René Blocka, to przykłady szerokiej działalności tej placówki kulturalnej na europejskim poziomie. W Galerii Bielska BWA w Bielsku-Białej na wystawie „Kolekcja Sztuki Galerii Bielskiej BWA – POKAZ 4.” zaprezentowano jedną z najciekawszych kolekcji sztuki współczesnej w kraju. Należy zwrócić uwagę na instytucje poza głównymi ośrodkami, które, borykając się z małymi funduszami na swą działalność, dokonują wspaniałych przedsięwzięć często przewyższających inwencją i poziomem artystycznym te w wielkich miastach. Taką instytucją jest na pewno Słubicki Miejski Ośrodek Kultury wraz z Galerią OKNO. Jej dyrektorka Ania Panek-Kusz wraz Michaelem Kurzwellym (współautor projektu „Słubfurt”) na dobrosąsiedzkich zasadach realizują z instytucjami leżącego po drugiej stronie Odry niemieckiego Frankfurtu często wspólne działania artystyczne. W 2016 roku wraz z Jerzym Olkiem przeprowadzili kolejną edycję Festiwalu Nowej Sztuki lAbiRynT z wieloma wystawami w obu miastach.

Wrocław w 2016 roku stał się Stolicą Kulturalną Europy. Przeznaczono duże pieniądze na organizację imponujących swym rozmachem imprez artystycznych. Wielość działań nie przeistoczyła się jednak w jakość. Wystawy w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu niczym nie zachwyciły, a ekspozycja „Dzikie Pola. Historia awangardowego Wrocławia”, którą w pierwszej odsłonie otwarto jeszcze w 2015 roku, została w 2016 wyeksportowana za granicę do Budapesztu, Bochum, Zagrzebia i Koszyc. Jako wizytówka wrocławskiego środowiska artystycznego wzbudziła kontrowersje. Zabrakło w niej wielu ważnych artystów, takich jak Jerzy Olek z jego galerią Foto-Medium-Art czy Andrzej Dudek-Dürer. Jakie intencje kierowały organizatorami, by „wycinać” z historii wrocławskiego życia artystycznego ważnych dla kultury twórców? Równie kuriozalną stała się wystawa „Notatki z podziemia. Sztuka i muzyka alternatywna w Europie Wschodniej 1968-1994” w łódzkim Muzeum Sztuki, gdzie nie mamy już do czynienia ze złośliwością, tylko z niekompetencją i niechlujstwem kuratora. Przy tak dużym przedsięwzięciu i nakładach finansowych niezbędne są precyzja i rzetelność. Zbyt często już się zdarza, że błędy raz popełnione są potem powielane w innych przedsięwzięciach, a co gorsza, opracowaniach naukowych korzystających z takich „ułomnych” wystaw. Pomijanie wybitnych twórców alternatywnej sceny artystycznej tamtego okresu jest kompromitujące dla tak ważnej dla kultury polskiej instytucji jaką jest Muzeum Sztuki.Rok 2016 był rokiem trudnym. Ludzi sztuki zaskoczyły nowe wyzwania: (jak zawsze) za małe pieniądze przeznaczane na działalność, brak zrozumienia u decydentów, a przede wszystkim niejasny status sztuki współczesnej w rozumieniu obecnych władz. Przykładem tutaj  niech będzie zakup „Damy z gronostajem” wraz z kolekcją Czartoryskich, w czasie gdy dla artystów tworzących współcześnie brakuje pieniędzy. Innym znamiennym przykładem niech będzie los kolekcji Grażyny Kulczyk. Warto zastanowić się nad naszą przynależnością do zintegrowanej kulturowo Europy. Jeszcze do 2014 roku dwie instytucje były prowadzone przez osoby spoza Polski. Dzisiaj nie ma żadnej. Czyżbyśmy ignorując tego typu międzynarodowe kontakty, opuszczali nasz kontynent? Jak będzie odbierana w przyszłości obecna sztuka? Z pewnością sprawdzi się powiedzenie: jakie czasy, taka sztuka.

powrót