kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy
ŻYCIE W GETTCIE

Paweł Sosnowski

Intensywność życia artystycznego w Polsce jest odwrotnie proporcjonalna do jego odbioru, czy nawet publicznej świadomości. Już od dawna nie przekłada się na obecność w powszechnych mediach. Tam zapadła całkowita cisza. Podziwiam więc garstkę redaktorów, z równie nielicznych pism branżowych, którzy krążą po kraju wyłapując najbardziej interesujące przejawy aktywności na polu sztuki, a efekty perygrynacji ogłaszają wszystkim swoim dziesiątkom, a może nawet aż setkom czytelników… Mam wrażenie, że żyję w gettcie, w którym mówimy o sobie wyłącznie do siebie. Nasze zachwyty, kłótnie, skandale i wzloty w większości nie przenikają na zewnątrz. Sztuka w obiegu publicznym praktycznie nie istnieje. Tylko niektóre spektakularne wystawy podpieszczane są w mediach i dzięki temu zyskują popularność. Gdyby w ten sposób oceniać rangę wystaw, to niewątpliwie pierwsze miejsce zajęłaby retrospektywa Andrzeja Wróblewskiego w warszawskim MSN. Podkreślano wybitną kuratorską ekwilibrystykę, która polegała na odkryciu, że często na odwrotnej stronie płócien artysty są inne obrazy. Hiszpański kurator dostrzegł w tym fakcie istotny, niemal ontologiczny problem nie przyjmując do wiadomości, że w latach 50. większość artystów cierpiała na brak materiałów malarskich i wszystko co mieli wykorzystywali do maksimum. Ale to uboczna kwestia. Ważne, że obrazy zawisły w przestrzeni, jak firanki. Mam atawistyczny wstręt do wieszania obrazów nie na gwoździu, ale na sznurku pod sufitem. Gdy w weneckiej siedzibie kolekcji Fransoise Pinault zobaczyłem fenomenalnie pokazany maleńki obraz Belliniego - wmurowany w ścianę zaczynał wystawę, przechodząc przez całość można było pod jej koniec zobaczyć jego odwrocie z rozbudowaną malarsko i znaczeniowo sygnaturą artysty, wspominałem ze smutkiem absurd polskiej wystawy, która i tak w powszechnej ocenie będzie najlepsza.

Mam pewien dyskomfort przy rozróżnianiu galerii publicznych od galerii prywatnych. Dość często za prywatne pieniądze urządzane są wystawy, jakich nie potrafią zorganizować instytucje publiczne i odwrotnie, w wystawach urządzonych za pieniądze podatników bardzo wyraźnie można dostrzec mocne wpływy płynące od komercyjnych galerii. Dlatego wyróżniłbym działanie, które choć jest inicjatywą kilkunastu komercyjnych galerii warszawskich jest współtworzone przez kilka ważnych instytucji publicznych. Mowa o Warsaw Gallery Weekend, który z roku na rok jest coraz mocniejszy i ma szanse przeistoczyć się w najważniejszą i jedyną stołeczną imprezę międzynarodową w dziedzinie sztuki. Na razie jest to rodzaj nieśmiałego mariażu publiczno - prywatnego, ale w przyszłości może stać się ważnym rusztowaniem do budowania prorynkowego, prokolekcjonerskiego fundamentu.

Ponowne otwarcie siedziby Fundacji Galerii Foksal. Po kilku latach prac przygotowawczych i wielu miesiącach remontu, a właściwie zbudowania na nowo, można było ponownie odwiedzić ten sam a jednak nie taki sam budynek.  Zadbano o każdy szczegół, od podłogi do oświetlenia, a przede wszystkim oddano pierwotny jego charakter zachowując szacunek dla dzieła pierwotnego architekta. Tak powinny wyglądać współczesne świątynie sztuki, z którą jak się okazuje wcale nie jest tak źle, skoro można na niej zarobić miliony na nową siedzibę.

powrót