kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Joanna Kaucz, „Wincentego / Vincent's”, olej, 2014. Fot. M. Pietrzak, archiwum autorki
Joanna Kaucz, „Autoportret złoty / Gold Self-portrait”, olej, 2016. Fot. M. Pietrzak, archiwum autorki
Joanna Kaucz, „Bez tytułu / Untitled”, olej, 2017. Fot. M. Pietrzak, archiwum autorki
NAGRODA „ARTLUKA” 2017
JOANNA KAUCZ
CO WIDAĆ W OCZACH GORGONY?

Piotr Wełmiński

Nagroda „Artluka” na 43. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” w 2017 roku.

Od kilkunastu lat Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” organizowane przez Bielską Galerię BWA zaprasza redakcje znaczących pism o sztuce do typowania własnych wyróżnień. Inicjatywa przyznawania tych pozaregulaminowych nagród wyszła od Barbary Swiadźby prowadzącej dział marketingu bielskiej galerii przy aprobacie dyr. Agaty Smalcerz.  Dzięki temu świetnemu pomysłowi promocyjnemu od 2007 roku kwartalnik „Artluk” uczestniczy w „Bielskiej Jesieni”.  Dało to możliwość nie tylko zaprezentowania szerszej publiczności dokonań jednej z najstarszych i najważniejszej w Polsce imprezy poświeconych malarstwu, ale przede wszystkim promocję młodych artystów parających się tą trudną dziedziną sztuki.

„Artluk” może pochwalić się, że właśnie to jego laureaci zaczęli ważne kariery w trudnym świecie sztuki. Po odkryciu ich talentu przez nasze pismo zaczęli funkcjonować w rzeczywistości artystycznej, często lepiej niż artyści otrzymujący głównie nagrody regulaminowe „Bielskiej Jesieni”. Przypomnimy takich artystów jak: przedwcześnie zmarły Jan Dziaczkowski (2007), Jakub Ciężki (2011), Bartosz Kokosiński (2013). To właśnie nagroda „Artluka” zainicjowała ich drogę do sukcesu -  w następstwie byli wystawiani w prestiżowych galeriach publicznych i prywatnych. Tylko raz otrzymał nagrodę „Artluka” artysta znany i dojrzały - Jerzy Kosałka (2009), w uznaniu za jeden z najciekawszych obrazów kwalifikujących się w nurcie tak zwanego „malarstwa konkursowego” [1], nie tylko w skali historii „Bielskiej Jesieni”, ale w ogóle w zakresie festiwali malarstwa. Zjawisko „malarstwa konkursowego” zaistniało jeszcze za czasów  PRL, gdy wyodrębniła się grupa artystów zawodowo zajmujących się uczestniczeniem w konkursach malarskich. Ten sposób zarabiania na życie przez „łowców nagród” wymagał wypracowania specyficznej strategii. Trzeba było zostać zauważonym przez jury konkursu, a potem wzbudzić w jego członkach zadowolenie, poczucie zrozumienia sztuki współczesnej. Dobrze też było wiedzieć, kto zasiada w jury. Zasada ta funkcjonuje do dzisiaj, lecz w głównych nagrodach regulaminowych decydują już inne ważne czynniki. W tegorocznej edycji bielskiego biennale można było zauważyć wpływ komercyjnych galerii z Warszawy. Mamy inne czasy, nadszedł kapitalizm, a tym samym zmieniły się reguły gry. Najważniejsze, że nadal konkursy malarskie mają się dobrze. Ilość nadesłanych prac na konkurs „Bielskiej jesieni”  świadczy o dużym zainteresowaniu malarstwem, a także o prestiżu tej wspaniale zorganizowanej i promowanej imprezy.

W tym roku nagrodę „Artluka” otrzymała młoda artystka z Wrocławia Joanna Kaucz, absolwentka i pracownik dydaktyczny wrocławskiej ASP. Jej brawurowo namalowane obrazy z cyklu „Zabawy z bronią” przykuły uwagę przede wszystkim nawiązaniem do malarstwa alegorycznego. Młodzi artyści w celu zwrócenia na siebie uwagi prześcigają się w tworzeniu stylistyki nastawionej na wzbudzenie obrzydzenia, wstętu, prowadzącej wręcz do turpizmu. Joanna Kaucz, na przekór temu zjawisku, namalowała obrazy nie tylko wykonane dobrze warsztatowo i estetyczne, ale również czerpała z tradycji malarstwa, redefiniując i przenosząc jej treści na grunt współczesny. Redaktor naczelny „Artluka”, Paweł Łubowski, pisze w uzasadnieniu nagrody: „Obrazy Joanny Kaucz unaoczniają nam jaką przewagę ma malarstwo wobec nowych dyscyplin sztuki. Możliwości interpretacyjne malarstwa są o wiele większe dzięki wielowiekowej tradycji, co kiedyś uważano za wadę, a w pracach Joanny Kaucz staję się zaletą. Cóż widzimy? Współczesną wersję Wenus z Amorem. Zmieniły się rekwizyty, ale jest to nadal alegoria miłości poszerzona o doświadczenia współczesnego świata. Widzimy też nienawiść, pogardę wobec„innych” – uczucia jakimi targana jest nasza rzeczywistość.”

Joanna Kaucz w swoisty dla siebie sposób, z dozą lekkiej ironii, przedstawia zastany świat na kilku poziomach interpretacji. Na płótnach i rysunkach oglądamy z fotorealistyczną precyzją utrwalone sceny z postaciami (są to przede wszystkim jej autoportrety) i przedmiotami- atrybutami, tak często wykorzystywanymi w tradycji malarskiej. Nie są to jednak łuk, strzały, jabłka, róże czy instrumenty muzyczne. W obrazie „Wincentego” z 2014 stały się nimi maseczki kosmetyczne, z którymi przedstawiano przeglądające się w lustrze trzy Gracje - boginie piękna, radości i wdzięku. Czyżby szykowały się do spotkania z Afrodytą? Czy może z Dionizosem, by wraz nim iść w orszaku na Olimp?     

Ta  wielowarstwowa zasada interpretacji dotyczy większości prac Joanny Kaucz. W obrazie „Bez tytułu” z 2017 roku widzimy głowę Meduzy jednej z Gorgon ukaranej za uwiedzenie Posejdona, ale jest to również autoportret. Nasuwają się kolejne pytania. Czym naraziła się artystka na gniew Ateny? Co można zobaczyć zaglądając w jej oczy? W „Autoportrecie złotym” wizerunek twarzy artystki staje się egipską maską jakby znalezioną w grobowcach z Doliny Królów. Kluczem do zinterpretowania twórczości Joanny Kaucz jest „Autoportret w kole”, rysunek ołówkiem z 2007 roku, w który nawiązuje wprost do studium proporcji człowieka witruwiańskiego Leonardo Da Vinci. Odnosi się ono do proporcji ciała ludzkiego, poszukiwania ładu i piękna w nim zawartego, ale i ukazuje wewnętrzny porządek rządzący światem. We wszystkich wersjach, począwszy od starożytności, synonimem ludzkiej sylwetki jest postać mężczyzny. Ta zasada została naruszona przez artystkę. Joanna Kaucz umieściła w kole samą siebie - kobietę - naruszając w ten sposób utarte prze tysiąclecia nawyki kulturowe. Przy rysunku eksponowane są noże do rzucania w ten autoportret. Mamy tu następny poziom odbioru, który w przewrotny sposób sugeruje problemy przemocy i pogardy nie tylko wobec kobiety, ale odnosi się do uniwersalnych wartości zdewaluowanych we współczesnym świecie. A może to akt samoukrzyżowania - cierpienia za innych?   

Istnieje jeszcze jeden aspekt równie ważny w interpretacjach prac Joanny Kaucz. To strona pikturalna, traktowana na zasadzie antynomii zaprzeczających sobie wartości malarskich. W wieloznacznie nazwanej pracy „Akt malowania” z 2010 roku widzimy ślady spontanicznego gestu malarskiego, ale namalowane z hiperrealistyczną dokładnością. Smugi pędzla stają się iluzją - złudzeniem precyzyjnie skopiowanego obrazu, a tym samym warstwa malarska została oparta na dwóch poziomach: emocjonalnym i racjonalnym. Podobnie jak w pracach z cyklu „Factor X” z 2014 roku artystka tworzy obraz w obrazie, malarstwo w malarstwie.

Korzystanie z własnego wizerunku jest, jak mówi artystka: „pretekstem do przedstawienia pożądanej sytuacji, stworzeniem odpowiedniego nastroju czy poruszenia nurtującego mnie problemu” [2]. Wgląd w samą siebie, zasada malarstwa w malarstwie, czerpanie z tradycji mają fundamentalne znaczenie w zrozumieniu twórczości Joanny Kaucz, a zarazem nie można w sposób jednoznaczny zinterpretować jej prac. Jak pisze Andrzej Kostołowski: „artystka pracuje nad wyobrażeniami na bazie fotografii i nasyca je najczęściej aurą enigmatów. Korzystając głównie z serii zdjęć, przetwarza ich motywy i łączy w programie graficznym, uzyskując podkłady pod kompozycje z wyrazistymi odwzorowaniami własnej osoby (a ostatnio także i innych), ale z charakterystycznymi zmianami nasilenia czy osłabienia niektórych akcentów „sprawdzanych” niejako i badanych pod względem siły przekazu. Choć Joanna Kaucz jest przede wszystkim malarką, zwraca tu uwagę swym mistrzostwem wywodzącym się z doświadczeń projektowania graficznego. I preferując plakatową niemal prostotę oraz dominację frontalnych przedstawień na ascetycznie ujednoliconym tle, stosuje emocjonalne akcenty koloru, grę z oświetleniem, skalę powtórzeń czy pewną „mowę” gestów ciała. Wszystko to dla wydobycia w pozornie nie tylko zewnętrznych rejestracjach wieloznaczności elementów niepokojących czy zagadkowych.

Na początku obrazy i rysunki Joanny Kaucz zdają się intrygować wspomnianymi zmianami akcentów. Ale potem przy wnikliwych ich oglądach nasuwać się zaczynają różne pytania o interpretację. Wtedy okazuje się, że każdy z owych niby to oczywistych autoportretów otwiera się na różne asocjacje i zdaje się mnożyć pytania bez końca…”[3] Odbiorca zaczyna krążyć w labiryncie domysłów i spekulacji. Artystka obnaża też percepcję bezrefleksyjną, uwikłaną w modernistyczne schematy myślowe – proste zasady wynikania i logiki. Tworzy swoją własną interpretację współczesnego świata pełną „ciekawych odniesień do ikonografii malarstwa z dawnych wieków” [4]. To właśnie bogactwo i siła oddziaływania jej twórczości.  

 Artluk 2/2017

 


[1] Jerzy Kosałka, z cyklu „Bardzo dobre obrazy”, na których namalował ze zdjęć wystawy pokonkursowej nagrodzone prace z poprzedniej edycji „Bielskiej Jesieni”.

[2]    Pełen możliwości gest ciała, Andrzej Kostołowski rozmawia z Joanną Kaucz, W-F, nr 3 (2015), ASP we Wrocławiu, s. 6.

[3] Auto-fikcje Joanny Kaucz, Andrzej Kostołowski, W-F, nr 3 (2015), ASP we Wrocławiu, s. 2.

[4] Pełen możliwości gest ciała, Andrzej Kostołowski rozmawia z Joanną Kaucz, W-F, nr 3 (2015), ASP we Wrocławiu, s. 9.

powrót