kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Irena Nawrot, „Autoportret w czerwieniach III”, 2012. Fot. K. Morcinek, materiały prasowe Galerii Bielskiej BWA
Irena Nawrot, z cyklu „Portrety trumienne”, nr 5, 2013. Fot. K. Morcinek, materiały prasowe Galerii Bielskiej BWA
Irena Nawrot, „Portrety trumienne”, fragment, 2014. Fot. K. Morcinek, materiały prasowe Galerii Bielskiej BWA
ROSARIUM IRENY NAWROT – SPLOT MIŁOŚCI I ŚMIERCI

Agata Smalcerz

Vanitas (łac. marność ) jest jednym z najważniejszych motywów w historii sztuki, najbardziej popularnym w baroku, ale częstym też w średniowieczu i romantyzmie: w epokach, kiedy filozofowie i artyści przeciwstawiali refleksję nad przemijalnością życia tendencji do luksusu, nadmiaru, umiłowania dóbr ziemskich. Najważniejszym symbolem vanitas jest ludzka czaszka, powszechnie kojarzona ze śmiercią. W dawnym malarstwie używana była jako element martwej natury – wraz z przekwitającymi kwiatami i innymi symbolami wanitatywnymi – wkomponowana w obrazy o przesłaniu moralizatorskim, przypominające o kruchości życia. Towarzyszyła przedstawieniom św. Hieronima lub św. Antoniego – pustelników, którzy na odludziu oddawali się rozmyślaniom religijnym. Często też była kontrapunktem (czasem z całym szkieletem ludzkim) dla przedstawień pięknych, zmysłowych kobiet, wskazując na ulotność urody i młodości. Czaszka jest atrybutem najważniejszej sceny Hamleta Williama Szekspira – monologu głównego bohatera, który zastanawia się nad sensem życia.
Irena Nawrot przyjęła wizerunek ludzkiej czaszki w trakcie realizacji swojego opus magnum: cyklu, nad którym pracowała w ciągu ostatnich pięciu lat. Metodę łączenia licznych, małych fotografii w wielkie mandale, które jak kwiaty róż składają się z poszczególnych płatków, opracowała jeszcze w poprzednim dziesięcioleciu. Najstarsza praca z tego cyklu, Portret rodzinny, pochodzi z 2009 roku. Początkowo interesowały ją twarze, wykorzystywała fotografie swoje i swojej siostry bliźniaczki – szukając podobieństw i różnic rysów zmieniających się wraz z upływającym czasem. Potem twarze zastąpiła zdjęciami rentgenowskimi własnej głowy: w wizerunku czaszki różnice przychodzące wraz z wiekiem są mniej widoczne. Wreszcie obrała motyw najbardziej uniwersalny: plastikowy model czaszki, który nie ma wieku ani płci, jest tylko przedstawieniem tego, co najtrwalsze w ludzkim ciele: kości, które zachowują swoją materialność przez tysiąclecia.
Czaszka jest chętnie używanym symbolem we współczesnej popkulturze: grafice związanej z muzyką metalową czy młodzieżowej subkulturze gotyckiej. Ale jest też obszar, gdzie czaszka od tysiącleci jest istotnym elementem kultury, z którym obcuje się na co dzień, wykorzystując jej wizerunki do najbardziej fantazyjnych artystycznych wytworów: to Meksyk i jego mieszkańcy, potomkowie Majów i Azteków, spadkobiercy kultury sprzed 3000 lat. La Calavera – wykonana z cukru, bogato zdobiona ludzka czaszka, zjadana w czasie uczty oraz la Catrina – ludzki szkielet w przebraniu eleganckiej kobiety, personifikacja śmierci – to dwa najważniejsze elementy meksykańskich obchodów Święta Zmarłych i Zaduszek (1 i 2 listopada). Coś z ducha tego święta – radosnego, obłaskawiającego to, co nieuniknione – jest w sztuce Ireny Nawrot. Czaszki przystrojone sztucznymi kwiatami lub biżuterią – to zabawa z konwencją, zupełnie odmienna od sposobu podejścia do tematu śmierci w naszym kręgu kulturowym.
Tytuł wystawy Rosarium odnosi się także do innego symbolu ważnego w historii sztuki: róży. Jak przypomina autorka, odwołując się do Leksykonu symboli: „Ze względu na swój zapach i piękno róża należy do najczęściej spotykanych symboli roślinnych. W starożytności róża była poświęcona Afrodycie. Czerwona róża miała się zrodzić z krwi Adonisa i była symbolem miłości, płodności oraz czci dla zmarłych. Róże pojawiały się podczas uczt na cześć Dionizosa, przypisywano im chłodzące działanie. Miały przypominać pijącym, aby w upojeniu alkoholowym nie zdradzali swoich tajemnic. We wczesnym chrześcijaństwie róża była symbolem dyskrecji. Ponadto czerwona róża wskazuje na przelaną krew i rany Chrystusa, jest też symbolem mistycznego odrodzenia. W średniowieczu róża była atrybutem dziewic, również symbolem maryjnym. Czerwona róża jest symbolem Bożej miłości. W alchemii siedmiopłatkowa róża to symbol siedmiu planet. Dzisiaj czerwona róża jest niemal wyłącznie symbolem miłości” .
Te dwa symbole odnoszą się więc do miłości i śmierci, są wyrazicielami najważniejszych problemów egzystencjalnych człowieka.
Wystawa skomponowana została według ciekawej narracji. Otwierają ją dwa Portrety wielokrotne (2012) samej autorki i jej siostry Anny. To kompozycje zszywanych ręcznie, zmultiplikowanych dziewięciu fotografii wykonanych w przeciągu półwiecza: od trzeciego do pięćdziesiątego drugiego roku życia każdej z sióstr. Ciekawa sytuacja bycia bliźniaczką umożliwia szukanie podobieństw i różnic nie tylko we własnej twarzy, zmieniającej się z wiekiem, ale także w stosunku do pozornie identycznej, ale jednak innej twarzy siostry. Wobec własnej córki artystka zastosowała inny kod: to pojedyncze zdjęcia – każde inne – w ilości ok. 1450, zrobione córce od czwartego dnia życia do ukończenia przez nią dwudziestu lat (Joanna, fotografie z lat 1992–2012, 2013).
Przekazywanie genów kolejnym pokoleniom to najważniejsze zadanie w procesie ewolucji. Każda matka czy ojciec doszukuje się sensu rodzicielstwa, tego wielkiego wysiłku włożonego w wychowanie dziecka, znajdując go w prostym przesłaniu: coś po mnie zostanie. Czasem sukcesja ma znaczenie ponadjednostkowe: dlatego władcy dążyli za wszelką cenę do zapewnienia następcy tronu, a największą tragedią było – i jest nadal – bezpotomne wymieranie rodów. Uzmysłowienie sobie, że jesteśmy częścią długiego łańcucha życia, ogniwem łączącym przeszłość z przyszłością jest wspaniałe, ale może też być ciężarem, nieraz nie do udźwignięcia.
Irena Nawrot sięga w swoich poszukiwaniach związków rodzinnych do kilku pokoleń „po kądzieli”, komponując mandale z fotografii żyjących w tym samym czasie prababci, babci, matki, córki. Tyle osób jesteśmy w stanie „uchwycić” z naszego drzewa genealogicznego, poznać osobiście, czasem, w wyjątkowo żywotnych rodzinach, jest to jeszcze praprababcia. Starsze pokolenia giną w mroku dziejów. Nasze wczoraj i dziś jest bardzo krótkie… Porównując je do innych istnień może i dłuższe – życie pięknego kwiatu róży to tylko kilka, kilkanaście dni. Ale róża co roku odradza się, wydając nowe kwiaty. Mandala Róża (2011) skomponowana jest tak, jak ten kwiat: młode pąki od środka, potem coraz bardziej dojrzałe, aż do uschnięcia, po czym znów rozkwitają nowym pąkiem na zewnętrznych płatkach. Cykl życia powtarza się. Ile takich cyklów życia róży jesteśmy w stanie w czasie naszego życia zaobserwować? Róża II (2011) to kompozycja z kwiatów podwójnych – zszytych ze sobą połówek pąka i kwiatu rozkwitłego, w którego centrum jest twarz autorki z zaciśniętymi i zszytymi oczami i ustami.
Porównanie kobiety do róży nie jest niczym nowym, ale jakże trafnym. Pracę Cztery pokolenia (2013) artystka buduje w podobny sposób, zestawiając twarze i ręce: babci i wnuczki, matki i córki. Zestawia rękę niemal 100-letniej babci (babka artystki dożyła wieku 101 lat) i kilkuletniej jej prawnuczki: wielkość dłoni jest niemal taka sama.
Portret rodzinny (2009) był pierwszym kręgiem, który artystka skomponowała ze zdjęć najbliższych członków rodziny: mamy, taty, siostry, siebie i córki, dając początek kolejnym kompozycjom. Zaczęło się od szukania podobieństw między sobą i bliźniaczą siostrą, porównywania czyje mam oczy: mamy czy taty? A czyje usta? Zestawiania połówek twarzy mamy i taty, siebie i siostry, siebie młodej i starszej. Każdy z nas dokonuje takich porównań, ale nikt nie wykonał przy tym tak wnikliwej, oryginalnej i atrakcyjnej wizualnie pracy plastycznej.
Kiedy artystka wyczerpała już związki rodzinne sięgnęła do bardziej uniwersalnych motywów. Wybrała czaszkę, która stała się symbolem człowieka w ogóle: zestawiana w kolorach czerwonym i niebieskim – jako reprezentacja płci (Gender, 2014) lub czarnym, białym i żółtym – jako reprezentacja ras (My, wy, oni, 2014). O ile czaszek „kobiecych” jest tyle samo co „męskich”, o tyle z rasami jest inaczej: najmniej jest czarnych, a najwięcej żółtych – co jest zgodne ze statystyką światową. Ale są też kompozycje we wszystkich kolorach tęczy, jak Rajski owoc i Rajski kwiat (obie z 2014), czaszki z wydruków rentgenowskich w negatywie i pozytywie, i czaszki z fotografiami oczu, ust i włosów autorki (Autoportret z czaszką, 2013). Wreszcie czaszki z kwiatami – sztucznymi, jak przystało na tematykę sepulkralną (Portrety trumienne, 2014; Czaszka ostatnia, 2015) lub ozdobione biżuterią – niemal jak meksykańska la Catrina – te już w postaci pojedynczych tond o mniejszej średnicy. W tych mniejszych pracach artystka łączy fotografię z prawdziwymi przedmiotami i trzeba przyznać, że robi to z ogromnym wyczuciem materii.
Wirtuozeria artystki w komponowaniu ogromnych (o średnicy 210 cm), rozrastających się od środka mandali jest niezwykła. Ręcznie zszywane, przycięte „na spad” fotografie tworzą op-artowe, wibrujące kompozycje, a umiejętnie dobierana wielkość zdjęć powoduje, że koronkowo wycięte, ogromne koła wydają się przestrzenne, trójwymiarowe.
Monumentalne, budowane z multiplikowanych, drobnych elementów kompozycje prowadzą do ostatniego akordu wystawy. Kameralna przestrzeń, uzyskana dzięki ścianie w kolorze czerwonego wina, kryje trzy wielkoformatowe fotografie młodej kobiety leżącej na czerwonym aksamicie, otoczonej czerwonymi różami. Autoportret w czerwieniach I – III (2012) – czy to przez zamknięte oczy bohaterki, czy przez leżącą pozę – przywodzi na myśl postać w śmiertelnym całunie. To jakby królewna Śnieżka, która zasnęła i leży w szklanej trumnie, zasmucając swym przedwczesnym odejściem. Portrety są podwójne, zwrócone do siebie głowami – jakby alter ego lub kolejne odniesienie do siostry bliźniaczki. Na jednym z portretów artystka ma otwarte oczy, ale spływają z nich czerwone łzy. Opłakuje małe Irenki-różyczki, które są już tylko wspomnieniem…
Irena Nawrot, Rosarium, Galeria Bielska BWA, Bielsko-Biała, 6.02–12.03.2015.

Artluk 1/2015

powrót