kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Marek Sobczyk, „Tanz im Sternbild des Grossen Hundes [Catellan]“, 125 x 136 cm, tempera jajkowa na płótnie / egg tempera on canvas. 2006. Fot. archiwum M.Sobczyka
Marek Sobczyk, „Panna Młoda rozebrana przez swoich kawalerów, jednak [Duchamp”, 136 x 100 cm, tempera jajkowa na filcu. 2006. Fot. archiwum M.Sobczyka
Marek Sobczyk, „Święta rodzina przy pracy”, 136 x 125 cm, tempera jajkowa na płótnie / egg tempera on canvas, 1998. Fot. archiwum M.Sobczyka
SOBCZYK MAREK
ŚWIĘTA RODZINA PRZY PRACY
ROZGRYWKA Z KAPITALISTYCZNYM REALIZMEM

Kazimierz Piotrowski

Co do Naturalizmu: konwencji, a nawet Maniery, ale odległej od historyczno-sztucznej konotacji, wydaje mi się, że tworzona za każdym razem ,,szczególna perspektywa” i ,,szczególny artysta” jest pewnym zyskiem i szansą dla umieszczenia artysty z przodu; pamiętaj: Sztuka jest pierwsza. [...] realizm byłby tu przeciwieństwem naturalizmu jako styl powszechny, przyjęty jako zrozumiały i operujący zrozumiałym skrótem prowadzącym do ,,realności”, jednak realności nie dotykający, a jedynie produkujący sukces tego stylu i ,,sukces” jego powszechności. Głupota nowej religijności – właśnie ,,realistycznej” mnie osobiście najbardziej obchodzi i dla określenia mojego stosunku do niej potrzebuję tej ,,Maniery”; Maniera niedziwienia się. Kapitalizm niszczy Twoją rodzinę. Kapitalizm Naturalizm ratuje Twoją refleksję.
Marek Sobczyk (2006)[1]

Pracując z Markiem Sobczykiem nad publikacją INC. Sztuka wobec korporacyjnego przejmowania miejsc publicznej ekspresji (w Polsce)[2], towarzyszącej wystawie o tym samym tytule, nie przypuszczałem, że podejmie on jeszcze raz problem stosunku sztuki do kultury korporacyjnej. Tymczasem ciężko pracował, by zaprezentować wystawę ,,Muzeum” w cudzysłowie. ,,Sigmar Polke Gerhard Richter” w (jednym) cudzysłowie. [Kapitalizm Naturalizm] (warszawska Galeria Program, listopad 2006). Sobczyk nie pozostawił tej kwestii w spokoju. Już wtedy miał dość obrazów podejmujących zasadnicze problemy związane z ekspansją kultury korporacyjnej, w tym roli religii (zawierzenia) w rozwoju kapitalizmu[3]. Jednym z nich była Święta Rodzina przy Pracy (1998) reprodukowana w INC. Tytuł odnosi Świętą Rodzinę do Pracy (pisanej z dużej litery) czy raczej do jej podziału, który ma wymiar przyziemny i zarazem transcendentalny, fizyczny i metafizyczny, antropologiczny i teologiczny, logiczny i paralogiczny. Sobczyk narusza tu styl religijnego myślenia choćby w tym względzie, że go potęguje do credo quia absurdum: jeśli Święta Rodzina jest realizacją Bożego planu zbawienia, to możliwe jest pomyślenie aż do bolesnego rozognienia wyobraźni takiego podziału tej Pracy, w którym Jezus pozostaje barankiem cierpliwie czekającym na strzyżenie czy rzeź, przygotowywany przez Maryję (notabene zajętą tu przędzeniem może śmiertelnego całunu?) do tego samobójstwa czy samopohańbienia (jak powiedziałby Marks), zaś Józef jako zdolny cieśla sposobi już stosowny dlań krzyż niczym najgorszy łotr. Wszyscy przy tym pracownicy są dziwnie spokojni i gorliwi, jakby przekonani, że cały proces technologiczny zbawczej roboty okaże się dla nich w ostatecznym rozrachunku bezpieczny niczym lokata w najlepszym z możliwych banków (Sobczyk rozwija tu niewątpliwie koncept obrazu BHP).

Oczywiście trudno w tej transgresyjnej chrześcijańskiej ikonografii doszukiwać się mocnych inspiracji XIX-wiecznym naturalizmem w rozumieniu Zoli, dla którego sztuka jest rzeczywistością przepuszczoną przez temperament artysty, który zazwyczaj cierpi na rozmaite przejawy parafilii. Jeśli dziś ktoś odwołuje się do naturalizmu, to nie po to, by ustanowić nowy powszechny styl. Przecież kapitalizm style wytwarza, by je zaraz poddać anihilacji w procesie niezaspokojonej nigdy wytwórczości. Jeśli już mówić o jakimś powszechnym stylu, to tylko wówczas, gdy uzna się te wszechobecne wymogi kapitalizmu. Razem z Mateuszem Falkowskim – filozofem – rozwijają oni paralelnie (w formie nierozmowy, naruszającej logikę wymiany) koncepcję kapitalistycznego realizmu sformułowaną między innymi przez Sigmara Polke i Gerharda Richtera w 1963 roku. W ujęciu Sobczyka chodzi o styl panujący nie tylko w czasach historycznego czy obecnego kapitalizmu, z którym artyści niemieccy grupy Kapitalistischer Realismus toczyli swą subwersyjną grę, lecz o niezbywalny modus egzystencji bytu społecznego, który zawsze usiłuje wypierać sztukę (czyli jakąś szczególną perspektywę) do tyłu.

Sobczyk poddaje naturalizacji wiele rozmaitych wątków kapitalistycznego realizmu, koncentrując się zwłaszcza na osobowościach twórczych czy konkretnych dziełach Duchampa, Beuysa, Catellana i szczególnie irytujących go głośnych i dobrze opłacanych niemieckich malarzy: Polkego i Richtera, których gra z kapitalizmem wydaje mu się wielce wątpliwa. Dzięki tej naturalizacji może on ustanowić wobec nich niezbędny dystans, którego istota wyraża się w zdaniu: Sztuka jest pierwsza. Tymczasem kapitalistyczny realizm sprawia, że sztuka staje się wtórna, będąc natychmiast poddawana kapitalizacji, socjalizacji, ureligijnieniu, ideologizacji czy popularyzacji – zawsze w imię realizmu (dostało się nawet ulubionemu Wróblewskiemu). Szczególnym celem Sobczyka – jak pisze w liście – jest wzięcie w cudzysłów tych ,,cudownych skarbów kultury", jakimi stają się zamożni artyści Zachodu. Trzeba przyznać, że na wystawie byłem oszołomiony wielością różnych perspektyw widzenia, które artysta sprowadza do perspektywy naturalistycznej. Jest to perspektywa – jak mi tłumaczy - zmienna i w tym sensie również nierealistyczna (na przykład: raz kosmos raz fizjologia raz soczewka: lupa czy mikroskop), bo tylko taka perspektywa stawia moją praktykę artystyczną przed mechanizmem rynkowym kapitalizmu - systemu: samoprodukcji, samosprzedaży i samokrytyki. Artysta (mimo wszystko) z trudnej sytuacji próbuje wybrnąć. W ten sposób powstaje ,,Muzeum” w cudzysłowie, które jest nie tyle kumulacją arcydzieł kapitalistycznego realizmu, lecz wyparciem z pamięci przez zastąpienie ich naturalistycznymi kopiami. U Sobczyka refleksja nad praktyką artystyczną staje się tym samym jego praktyką jako artysty immunizowanego na podziw dla kapitalistycznej kultury. Tylko w ten sposób potrafi on dziś opowiadać o realności, właśnie ratując swoją refleksję, gdyż realizm niszczy myślenie jako forma akomodacji, najbardziej wymuszanej przez te drogocenne arcydzieła zachodniego kapitalizmu.

Głupota nowej religijności – właśnie ,,realistycznej" mnie osobiście najbardziej obchodzi – pisze Sobczyk. I gdy sięgnąłem ostatnio po pisma Marksa i Engelsa poświęcone religii, moją uwagę musiała naturalnie przykuć ich Święta rodzina[4], w której nawet ci wrogowie kapitalizmu walczą z kapitałem i jego religią w imię... realizmu. Może najbardziej są realistyczni w Straganie z religią, gdy wyśmiewają królestwo miłości Hermanna Kriegego jako publicystyczną wersję utopijnego komunizmu, ufundowaną na fantazjach i nikczemnościach chrześcijaństwa[5]. To właśnie w imię realizmu sprzeciwiali się oni samopohańbieniu człowieka. Ich metodą i stylem myślenia był właśnie realizm gwarantujący retoryczny efekt powszechnego uznania. Jednakże, jeśli rację ma Sobczyk, że realizm byłby tu przeciwieństwem naturalizmu jako styl powszechny, przyjęty jako zrozumiały i operujący zrozumiałym skrótem prowadzącym do ,,realności", jednak realności nie dotykający, a jedynie produkujący sukces tego stylu i ,,sukces" jego powszechności, to wiemy już, na czym polegały klęski wszelkich dotychczasowych krytyk kapitalizmu. Ci, którzy zwalczają kapitalizm w imię realizmu – w tym socrealizmu – w niczym kapitalizmu nie naruszają, lecz najwyżej perwersyjnie reprodukują jego formy kapitalizacji. Ciekawe, że również społeczna nauka Kościoła nie rezygnuje z tego stylu narracji, gdy usiłuje korygować kapitalistyczne nadużycia. Zresztą, celem tej oficjalnej krytyki nigdy nie było zniszczenie kapitału. Nawet w komunizmie jerozolimskiego Kościoła chodziło o kapitalizację - ostateczną.

 Święta Rodzina przy Pracy dołącza do zbioru szczególnych komentarzy do kwestii kapitalizmu. Jest to irreligijna ikona, której treścią jest właśnie kapitalistyczny realizm, jakkolwiek ujęty w formę kapitalistycznego naturalizmu, a więc maniery, która usiłuje go ukazać w pewnej szczególnej perspektywie, jeśli – jak powiada Sobczyk – nie ma miejsca poza obszarem kapitalizmu, z którego dałoby się ,,widzieć” kapitalizm[6]. Rzeczywiście, nie ma takiego miejsca, skoro nie ma ucieczki od tego podziału Pracy, który pozostaje – powtórzmy - lokalny (kategorialny) i zarazem transcendentalny, fizyczny i metafizyczny, antropologiczny i teologiczny, logiczny i paralogiczny.

Artluk nr 1/2007

 


[1] Fragment listu Marka Sobczyka do autora, z grudnia 2006 roku.

[2] K. Piotrowski, INC. Sztuka wobec korporacyjnego przejmowania miejsc publicznej ekspresji (w Polsce), Warszawa 2004 (projekt graficzny Marka Sobczyka).

[3] Wszak – jak zauważył Derrida, badający moc wiążącą słowa religio oraz zjawisko nieustannego powrotu religii – religia ,,jako taka” towarzyszy rozumowi krytycznemu i tele-technonaukowemu, a nawet go poprzedza, czuwa nad nim jako jego cień. Jest jego czuwaniem, cieniem samego światła, rękojmią wiary, wymogiem dania wiary, doświadczeniem powierniczym zakładanym przez wszelką produkcję wspólnej wiedzy, poświadczającą performatywnością obecną w każdej wydajności technonaukowej i we wszelkiej ekonomii kapitalistycznej, która jest od niej nieodłączna” – por.: ibidem, s. 12.

[4] Święta rodzina, czyli krytyka krytycznej krytyki. Przeciwko Brunonowi Bauerowi i spółce (z rozdziału VI), [w:] K. Marks, F. Engels, O religii, Warszawa 1962, s. 46 – 55.

[5] Ibidem, s. 68 – 73.

[6] Marek Sobczyk. ,,Muzeum”..., op. cit., s. 4.

powrót