kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Teresa Murak, „Pantokrator”, praca w depozycie czasowym CRP. Fot. J. Gaworski
SPOTKANIE Z TERESĄ MURAK

Jacek Lilpop

O pracach Teresy Murak, jednej z czołowych artystek polskiej neoawangardy, pisano najczęściej sytuując jej sztukę w obszarze ekologii, feminizmu, sztuki ziemi, sztuki performatywnej, akcjonizmu, a nawet magii. Dużo rzadziej wspominamy jednak o jej związkach z wiarą katolicką.

Podczas moich studiów na ASP do konceptualizmu i działań mu pokrewnych byłem nastawiony sceptycznie. Sztuka, jako komunikat nieestetyczny jak dotychczas, lecz ideowy, budziła wątpliwości z uwagi na dowolność interpretacji i wieloznaczność obiektu plastycznego. Sądziłem, że najdokładniejszym sposobem przekazu idei i myśli jest słowo i język, a z tego najprecyzyjniejszym oczywiście język matematyczny, bo każdy inny może podlegać zmiennej interpretacji. Książki są do czytania, muzyka do słuchania, a sztuki plastyczne do estetycznego oglądania. Rozumienie sztuki jako idei nie budziło mojego zainteresowania. Obok prac konceptualnych – wykresów, manifestów – przechodziłem obojętnie. Nie było w nich dla mnie niczego frapującego do oglądania, a czytanie mętnych wywodów nużyło. Nie tego oczekiwałem od sztuki. W sztuce szukałem doznań zmysłowych, poruszenia formą, kolorem – przeżycia.

Obraz Tadeusza Brzozowskiego zachwycał i poruszał, prace konceptualistów zaś nudziły. Dopiero w latach 90. – dwadzieścia lat po pierwszych realizacjach Teresy Murak – zacząłem dostrzegać walor metafory i możliwości poetyckiego oddziaływania w instalacji, w zderzeniu obiektu plastycznego z działaniem parateatralnym. Zainspirował mnie potencjał tkwiący w działaniach typu performance.

Teresa Murak, będąc jeszcze studentką ASP, już w 1974 roku przeprowadziła pierwszą akcję – „Procesję”. W stroju z zieleni – owinięta kiełkującą roślinnością, rzeżuchą – przeszła ulicami Warszawy. „Przeszłam kilkoma ulicami: Krakowskim Przedmieściem, Placem Zwycięstwa. Była połowa marca. Szłam wolno, w skupieniu, sama lub otoczona grupką osób” – pisze artystka o swojej pierwszej akcji w monografii „Teresa Murak”.

Tego samego roku powstaje „Dywan Wielkanocny”, wniesiony w procesji do kościoła w rodzinnej miejscowości Kiełczewice. Był to pielęgnowany wcześniej na strychu zasiew rzeżuchy. Rok później Murak realizuje w Lublinie, w galerii Labirynt, czuwanie przy wschodzącej rzeżusze „Lady’s Smock”. Rzeżucha staje się w końcu roślinnym strojem. „Ziarnem rzeżuchy oklejam całe ciało. Rośliny kiełkują i rosną bezpośrednio na mojej skórze, ogrzewane moim ciałem”. W Warszawie w 1985 r. artystka podejmie „Zasiew 30” – „Hoduję rośliny w dłoni, śpię z kiełkującym ziarnem. Pielęgnuję je przez trzy doby w domu przy ul. Freta w Warszawie.”. I tak, rok po roku, powstają kolejne prace i działania artystyczne: „Zasiewy”, „Zaczyny”, rzeźby, rysunki – kontynuacje odkrycia artystycznego z 1974 roku.

Widywałem prace Teresy Murak na wystawach w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Patrzyłem na nie zawsze jak na ciekawe kompozycje i obiekty, które wsprowadzają świat przyrody do galerii. Bardzo mi się ta działalność podobała. Innych znaczeń jej prac i ich ukrytej symboliki nie tylko nie szukałem, ale też i nie odczuwałem. Może dlatego, że nie znałem i nie widziałem działań artystki i jej akcji, po których najczęściej, poza dokumentacją fotograficzną i zapisem filmowym, niewiele zostawało. Nie widziałem „zaczynów” i kiełkujących ziaren „zasiewów”, całego procesu powstawania, dziania się, rodzenia, przeistaczania, powstawania dzieła w czasie. A to dzianie się, proces tworzenia, sam gest wyhodowania garści ziaren rzeżuchy na mokrym podkoszulku, przywołujący proste i odwieczne czynności siania ziarna, był tak samo ważny jak efekt końcowy – krzyż z zieleni, zielony dywan prowadzący do ołtarza w kościele, który wzmacniał symbolikę Zmartwychwstania.

Nie znałem działań artystki, wykonującej w 1974 roku „Rzeźbę dla Ziemi”. Przenoszącej własnoręcznie i wydłubującej przez miesiąc w Ubbedoda, w Szwecji, ziemię z drążonego przez nią okręgu o promieniu 4 metrów (na wysokość i głębokość jej wzrostu!) i formującej z wyniesionej ziemi półkulę, która na koniec akcji „zakwitła zielenią” wraz z jej wydrążonym rewersem. Musiało to być piękne, choć krótkotrwałe istnienie, bo po trzech dniach władze Ubbedoda zniszczyły ją i spychaczem zniwelowały teren.

Nie znałem wielu innych działań artystki, ale jeśli o niej słyszałem, to najczęściej w kontekście związanym z naturą, z przyrodą, jako o tej, która kiedyś przeszła przez Warszawę w stroju z zieleni. Wielkim więc zaskoczeniem było dla mnie, kiedy zaproszony przez Teresę, ujrzałem nie dywan zieleni, wijącą się rzekę chabrów, ale żeliwną rzeźbę, metaliczną głowę (a właściwie jej górną połowę). Była to głowa Jezusa, powstała z inspiracji ikoną Chrystusa Pantokratora. Stanęła w Centrum Rzeźby w Orońsku, w miejsce poprzedniej realizacji Teresy Murak – „Słońce wschodzi z ziemi” – uformowanej z gleby i kamieni z połowy przeciętego na pół, obsianego trawą, półkolistego wzgórza, jakby wynurzającej się zza horyzontu wschodzącej słonecznej tarczy. Przez 16 lat w Orońsku promienie słońca rzucały na czarne, bazaltowe kamienie przesuwający się cień półkolistego, przeciętego „słonecznego” wzniesienia. Rzeźba ta powstała z inspiracji obrazem Mateusza Grunwalda „Zmartwychwstanie Chrystusa”. Teraz miejsce zielonego „słońca wschodzącego z ziemi” zajęła wynurzająca się, stojąca na piasku, głowa Chrystusa, spoglądającego na wschód. O wschodzie słońca metalową rzeźbę oświetlają promienie słońca. Surowe, jakby przestrzelone oczy Jezusa, patrzą na wschód. Osądzają? Zadają pytanie? Jest w nich dramat. Dramat pytania. Jest pytanie o wartości podstawowe.

Teresa Murak mówi: „Od dawna myślałam o obliczu Jezusa, ale nie znajdowałam w sobie odpowiedzi jak je zwizualizować. Od jakiegoś czasu myślałam o obliczu Chrystusa Pantokratora, wzrok Jezusa Wszechmogącego w jakiś sposób mnie inspirował. To, że to ma być rzeźba, pojawiło się wiosną, w kwietniu. Katastrofa 10 kwietnia uświadomiła mi, że żyjemy wciąż w epoce żelaza.”. Rzeźba jest więc żeliwną kulą o średnicy 2 metrów. Trudno uwierzyć w to, co stało się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Choć tworzywo artystyczne w swych odległych skojarzeniach ma swoje odniesienia do tego wydarzenia, to jednak nie jest jego bezpośrednim komentarzem. Ta najnowsza praca artystki, rzeźba „Chrystus Pantokrator Zmartwychwstający”, jednoznacznie odnosi się do wiary chrześcijańskiej. Wiele wcześniejszych jej prac, już wspominanych, a także „Niekończący się różaniec”, również miało związek z wiarą. To jednak Pantokrator pojawia się w szczególnym momencie. Od wielu lat wątki chrześcijańskie są częściej eliminowane niż wprowadzane do sztuki współczesnej. W imię poprawności polityczno-artystycznej są nieraz obiektem ataku „ważnych” artystów, uważanych za awangardowych. W tym kontekście ostatnia realizacja Teresy Murak nie wpisuje się w nowy ład i nie jest „na fali”. Mówi za to wiele o chrześcijańskiej inspiracji twórczości artystki, której prace były dotąd komentowane raczej w perspektywach związków z ruchem ekologicznym bądź feministycznym, ze sztuką ciała „body art” i z magicznością (magiczne dzisiaj jest wszystko – miejsca, miasta, książki i sztuka) niż z katolicyzmem. A przecież proces twórczy, działania autorki, która zwraca uwagę na zwyczajność, na proste i powtarzalne, wręcz banalne czynności – sianie ziarna, zaczynianie ciasta, zmywanie podłogi „ścierką Wizytek” – to wszystko wpisuje się w akt, w praktyce wiary katolickiej nazywany przebóstwieniem codzienności. Sztuka tak pojmowana staje się pokarmem dla duszy i źródłem autentycznej radości. Taka interpretacja działań artystycznych Teresy Murak wydaje się nie bez znaczenia dla rozumienia i odbioru całości jej twórczości.

Artystka chrześcijaństwo uważa za awangardę świata, awangardę myślenia o człowieku i społeczeństwie. Ma odwagę przyznawać się do wiary, katolicyzmu i wartości chrześcijańskich w czasie, gdy w Europie modne jest odwrócenie się od Boga, a naukowcy zdobywają popularność (jak Richard Dawkins) poprzez pisanie o „Bogu Urojonym” oraz szkodliwości religii. Murak mówi do nas od lat, ale nie przy pomocy tradycyjnych symboli, do których od wieków jesteśmy przyzwyczajeni, lecz nowoczesnym językiem współczesnej sztuki. Zdobywa nowe środki wyrazu i rozszerza istniejące. Ten, kto powiedział, że jest konserwatystką z nowoczesną formą, chyba miał rację, choć tylko częściowo. To zderzenie przeciwieństw wywołuje refleksję, ale nie jest wystarczającą interpretacją dzieła artystki. Inni mówią, że jest ona klasykiem neoawangardy. Twórczość Teresy Murak łączy wiele sprzeczności, które są przeciwstawne, gdy przykładamy do nich miarę stereotypów. Wychodząc poza stereotypy – widać w niej wiarę w trwałe, nieprzemijające wartości, która jest aktem artystycznej odwagi. Unieważnia łatwe schematy i podziały. Warto zdać sobie sprawę z tego, że Murak stawia niełatwe pytania i znajduje odpowiedzi istotne nie tylko dla sztuki polskiej, ale i światowej.

 

http://www.jaceklilpop.pl/

http://www.jaceklilpop.pl/publicystyka_index.htm

powrót