kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Rys. Max Skorwider
LATENT ART
EMERGING ART

Andrzej Kostołowski

Wielka jest zaiste umiejętność niektórych artystów „przegrywania” lub odchodzenia w cień. Potrafią wytrzymać ciśnienie opinii czy list rankingowych wypychających ich poza nawias dyskusji i zainteresowania. Czynią to, gdyż wiedzą, iż po fazach zepchnięć są i powroty. Nie wszyscy  z wielkich jednak to potrafią. Jesteś na szczycie list rankingowych, a potem nagle spadasz w dół. I często znikasz z takich list. Piszą o tobie i kupują twoje dzieła do muzeów, aż tu nagle pojawiają się inni z atrakcyjnymi ofertami i nikt o tobie już nie myśli. Jeśli potrafisz, wchodzisz w fazę uśpienia. Ale bardzo często sytuacja może ciebie zaskoczyć.  Mark Rothko  depresyjnie przeżywał spadek zainteresowania sztuką, którą tworzył. Jak opisuje Carter Ratcliff, wielkie, ekspansywne pola koloru podobały się w latach pięćdziesiątych, a abstrakcyjni ekspresjoniści mogli powiedzieć wtedy o sobie, że idą ku światowemu sukcesowi. Na słynnym zdjęciu „Skorzy do gniewu” z 1951 utrwaleni zostali wszyscy: od Jacksona Pollocka do Ada Reinhardta, od Willema de Kooninga do Marka Rothko. I choć niektórych przeżerał już alkoholizm, z dumą, jak żołnierze nowej sztuki, zamierzali walczyć o drogę do uznania. Gdy ono nadeszło, Rothko miał powiedzieć, że ich sztuka „przetrwa tysiąc lat”. Prawie nie zauważali czających się gdzieś po kątach „emerging artists”:  Roberta Rauschenberga i Jaspera Johnsa, nawiązujących wprawdzie do malarstwa gestu, lecz włączających absurdalne, zdaniem ortodoksów, przedmioty czy ich imitacje. Dziwnym zrządzeniem losu ci ostatni stali się bardziej atrakcyjni dla odbiorców zmęczonych  ponurym napięciem „skorych do gniewu”. Około roku 1960 zaczynały interesować dowcip i poczucie humoru. Krytycy coraz więcej pisali o drwiącym sobie z kamiennie poważnych malarzy gestu Claesie Oldenburgu czy równie ironicznych „nowych realistach”.  Abstrakcyjny ekspresjonizm stał się już „stylem” i nikogo (prawie) nie drażnił, a w przeciwieństwie do aktualnego hasła „pop” przesuwał się w przeszłość i trochę usypiał. Jacksona Pollocka, wcześniej cenionego za wielką spontaniczność, teraz zaczęto nazywać twórcą dekoracyjnym, a reprodukcje jego obrazów dobrze sprzedawały się jako „puzzle”. Rothko był już szanowanym klasykiem (choć dla „skorych do gniewu” nie tyle  tzw. szacunek, ile raczej wyzwanie wobec status quo było ważne, ale jak długo można być wyzywającym ?). Zagłębił się w duchową ciemność (patrz kaplica w Houston) i bolało go przesunięcie zainteresowań. Istnieje opowieść o tym jak to w 1962 roku przyjaciel chciał poznać go z przechodzącym obok Andym Warholem. Wtedy wielki malarz odwrócił się bez słowa i odszedł.
Przenieśmy się do Polski. Nasi malarze „informelowi” na mniejszą skalę też odczuwali przesunięcia akcentów w latach siedemdziesiątych. Jedynie tacy artyści jak Tadeusz Kantor nie tylko wytrzymywali ciśnienie zmian, lecz sami wyprzedzali je i nimi sterowali. Natomiast inni, jak Tadeusz Brzozowski, po fazie euforii krytyki przeżywali lekki spadek zainteresowania. Brzozowski trwał przy swej postawie i jako godny podziwu mistrz nie rezygnował z własnych doświadczeń, trochę wbrew trendom. Ten, którego chwalono niegdyś okrzykiem „Bravo Tadzo” teraz bronił się z wdziękiem, mówiąc o swych dziełach, że są „staromodne”. Uśpienie jego fortuny przypominało losy secesji. Dziś wiemy jednak, że w ogóle jest to jeden z najwybitniejszych polskich malarzy.  Gdy po okresie konceptualnych zwątpień w latach siedemdziesiątych  („malarstwo skończyło się” mawiano), w latach osiemdziesiątych nastąpiło ożywienie wokół zjawiających się z hukiem „nowych dzikich” i pisano: „Młodzi malarze górą!”, Stanisław Rodziński pytał  z przekąsem: „A starzy?”. Właśnie okazało się, że artyści poprzednich generacji pracowali bez hałasu i choć niektórzy (np. Jan Tarasin czy Roman Opałka) zyskiwali nowe znaczenie, dostosowując swe strategie do tego, co budziło zainteresowanie, to jednak większość jakby zeszła na drugi plan, bo używając terminu George Kublera, nastąpiło „znużenie estetyczne” ich propozycjami. Można przypuszczać, że dla niektórych z nich było to bolesne. Ale wytrzymali. I dziś w epoce wielkich błysków i równie dużych upadków, pojawiają się fale ponownych przebudzeń. Jeśli członkowie Gruppy czy zespołu Koło Klipsa sami stali się „klasykami”, to próby intelektualnego wyjścia z sytuacji takich chociażby teoretyków-praktyków jak Marek Sobczyk, są bardzo ożywcze. Natomiast wielu innych, tych których szanujemy za przeszłe dokonania, weszło w fazę letargu.         
I cała sytuacja zdaje się przypominać klawiaturę fortepianu, na której gra niewidzialny pianista niewidzialnymi palcami. Zmieniają się utwory prezentowane w różnym tempie. Klawisze podnoszą się i opadają. Niektóre z nich są naciskane bardzo często, inne prawie wcale. Tak jest z artystami, o  których powiedzieć można, że zainteresowania  ich dziełami są raz staccato, a innym razem lento. Kiedy indziej nikt się o nich nie upomni.  Kaprysy losu zdają się dziś ustawiać i przestawiać geniusze sprzedaży (jak Damian Hirst czy Jeff Koons). Ale nie wiadomo, co zdarzy się jutro. Niektórzy wyśmiewani mazgaje sztuki mogą okazać się nowymi „celebrytami”, choć niewykluczone, że im na tym wcale nie zależy. Choć kto to wie?
Piszący te słowa ma pewne refleksje odnośnie sławy, jej zanikania i ewentualnych  powrotów. Gdy jestem przekonany o własnych odkryciach czy nawet o tym, że moje dzieła były „pierwsze”, to mimo iż jest to słabo zauważone, mam szansę, aby opinie o mnie się zmieniły (niewidzialny pianista naciśnie mój klawisz, czasem będę starał się mu w tym pomóc). Gdy jednak już od samego początku jako artyście pojawiającym się przebojowo, towarzyszy mi dużo efektownego cmokierstwa, to muszę uważać, ponieważ albo pogłębię swe idee nawet kosztem popularności, albo też mogę zostać jedynie wielkim meteorem. I mimo tego, że Rothko miał depresję i że z kilku różnych przyczyn popełnił samobójstwo, jego sztuka „wraca” po okresie uśpienia. I kto wie czy ta opowieść o tysiącu latach nie zostanie potwierdzona przez innych?
Artluk nr 4/2008

powrót