kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Koji Kamoji i jego praca „Cisza i wola życia”, 2018, Fot. materiały prasowe Narodowej Galerii Sztuki Zachęta
Koji Kamoji , „Przeciąg/Starość”, 1975/2018, Fot. H. Kostołowska
Widok fragmentu wystawy „Cisza i wola życia” Kojiego Kamojiego, tzw. obrazy pruszkowskie, lata 60., Fot. H. Kostołowska
ODDAJMY GŁOS MATERII – RZECZ O RETROSPEKTYWNEJ WYSTAWIE KOJIEGO KAMOJIEGO

Hanna Kostołowska

Wystawa „Cisza i wola życia” Kojiego Kamojiego w Narodowej Galerii Sztuki – Zachęta, trwająca do 26 sierpnia 2018 roku, to rozbudowany projekt, gdyż prace nad jego realizacją rozpoczęły się ponad 10 lat temu. Przyglądając się zaprezentowanym działaniom artystycznym i ich rozmieszczeniu, można było dostrzec wielowymiarowość tematyczną i przenikanie się różnych doświadczeń życiowych i artystycznych twórcy bez szczególnego nacisku na chronologiczną ciągłość. Skrupulatnie wyselekcjonowane dzieła ukazywały silną więź japońskiego artysty z tradycją polskiej kultury, trwającą przeszło  60 lat. A koneksje z naszym krajem były obecne już wcześniej w rodzinie Kamoji – wuj i stryj artysty tłumaczyli na język japoński polską literaturę. Zainteresowania naszą kulturą skłoniły artystę do dość odważnej przeprowadzki po ukończeniu studiów i rozpoczęcia edukacji na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Uzbrojony w niełatwe doświadczenia (m.in. samobójcza śmierć przyjaciela S. Sasakiego, która będzie niejednokrotnie tematem jego prac) przemierzył Kanał Sueski, aby ostatecznie dotrzeć do odizolowanej Polski lat 50. PRL-owskie realia niewątpliwie wywołały u niego szok kulturowy, jednak, trochę na przekór, wybrał właśnie ten rejon globu i bardzo szybko włączył się w działalność naszego środowiska artystycznego. Długa podróż również odcisnęła na nim piętno, gdyż w jej trakcie miał wystarczającą ilość czasu, by przyjrzeć się przyziemnym, ale jakże inspirującym, zjawiskom, takim jak woda, powietrze czy rozpostarte niebo sięgające dalekiej linii horyzontu. Ta bezkresność przestrzeni również ukształtowała Kamojiego jako artystę świadomego poetyckiego wymiaru naszej rzeczywistości. Natura zdominuje jego światopogląd, a czerpać z niej będzie natchnienie z niezmienną pokorą i uświęceniem.

Wpływ sztuki japońskiej, szczególnie silny w środowisku Młodej Polski pod postacią polskiego japonizmu, został znacznie upowszechniony w naszym kraju przede wszystkim za pośrednictwem Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, które stworzył Andrzej Wajda w 1994 roku. Instytucja ta niestrudzenie propaguje sztukę tego kraju, zarówno tradycyjną, jak i współczesną, silnie zakorzenioną w popkulturze. Synkretyzm tych dwóch bardzo odmiennych kultur widoczny jest właśnie w sztuce Kamojiego, który związany z Warszawą, nawiązał trwałą współpracę z Galerią Foksal. W jego twórczości japoński, mistyczny minimalizm przenika się z wpływami zachodniej awangardy. Elementy natury związane są z wpływami szintoizmu, dostrzegającego w zjawiskach przyrody bóstwa i duchy przodków. Natomiast oszczędność środków wyrazu znajduje swoje uzasadnienie w buddyzmie. Wschodnie reminiscencje kulturowe bardzo silnie zakorzeniły się w działalności Kamojiego. Niezależnie od tego, czy jego japońskość została spolszczona, czy też nasze wpływy zostały poddane radyklanej japonizacji, artysta ten para się najróżniejszymi formami ekspresji twórczej, poczynając od abstrakcyjnych rysunków i obrazów po reliefy, instalacje i performensy, a prace swoje często spina w tematyczne cykle. Sam przyznaje, że analityczne myślenie europejskie było mu odległe, gdyż wywodzi się z kręgu kulturowego, w którym rzeczywistość postrzega się intuicyjnie. „Moja więź z Japonią jest bardzo silna, ale raczej w sensie przywiązania do tradycji, do historii, do wartości duchowych” – i takie nawiązania odnajdujemy także w przestrzeniach Zachęty.  

Prezentowana wystawa retrospektywna nie była skupiona na chronologicznym objaśnieniu twórczych działań czy też skumulowaniu jak największej ilości realizacji. To przede wszystkich próba zaprezentowania swoistej wizji Kamojiego i jego odrębności w polskim środowisku artystycznym na bazie wybranej grupy dzieł o zróżnicowanej formie wyrazu. Już wcześniej tego typu wystawa artysty została zorganizowana w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski (1997) i Kunstmuseum Kloster Unser Lieben w Magdeburgu (2013), a obecna ekspozycja jego prac to jeszcze mocniej dopracowana przez twórcę selekcja obiektów, bez zbędnego nagromadzenia eksponatów, jak to niekiedy ma miejsce w przypadku wiekopomnych retrospektyw.

Spokojny spacer po salach wystawowych pozwolił zrozumieć trafność tytułu wystawy. Cisza i stoicyzm artysty zdawały się wypełniać wnętrza oraz tkwić w poszczególnych realizacjach poddanych minimalistycznemu rygorowi. Często wykorzystywanymi materiałami przez Kamojiego są te najłatwiej dostępne: drewno, kamienie, sklejka, papier, metal czy aluminium. Jego najstarszymi dziełami były tzw. obrazy pruszkowskie z lat 60., które trafnie w swojej prostocie ukazują początki jego drogi twórczej. Trójwymiarowe obrazy drążone, wykonane ze sklejki o strukturze kojarzonej z reliefami, naśladowały zjawiska natury w abstrakcyjny i jednocześnie mistyczny sposób. Jak sam stwierdził, miał potrzebę odczuwania powietrza i przestrzeni, uzasadniając: „Moje prace mają różne formy, ale te formy wskazują jak kompas jeden kierunek – kierunek bytu”. W kolejnej sali zestawiono instalację o tragicznej wymowie pt. „Kamień oświęcimski” (1988) z serią abstrakcyjnych obrazów (lata 90.) i rysunków z lat 2011-2017. W tej przejmującej instalacji na drewnianym szkielecie zawieszono 200 świec knotem w dół, natomiast na podłodze leżał prawie niezauważalny, z pozoru zwykły kamień, który został odnaleziony w Oświęcimiu pomiędzy torami kolejowymi. Jego miejsce pochodzenia nadaje mu znaczenia i nieopisanej mocy, obarcza silnym piętnem. Staje się on nieprzemijającą formą upamiętnienia i jawi się jako trwała obecność, która nieznośnie przypomina o minionych zdarzeniach. Prace opatrzył stwierdzeniem: „Przez niego nie mogłem wytrzymać w pracowni. Powstała ta praca”. Obiekt otaczały zawieszone na ścianach, wspomniane abstrakcje, skonfrontowane z trudną rzeczywistością, niczym niemi świadkowie okrutnych zdarzeń. Sześć zestawionych ze sobą rzędów rysunków wykonanych tuszem to istne połączenie wpływów tradycji wschodniej i zdobyczy europejskiej abstrakcji. Dla Kamojiego sam papier i gest wykonywania prostych znaków to doświadczenie mistyczne, przeżycie duchowe. Artysta opatrzył je wypunktowaną instrukcją oglądu, w której między innymi dowiadujemy się, że rysunek to „kształt skupienia”, „czystość”, „prostota”, „studnia” czy też „ruch skrzydeł motyla”. Czynność rysowania staje się poszukiwaniem istoty rzeczy i jej analizą, początkiem i zarazem wymuskaniem elementów podstawowych. Tak też mogą jawić się jego abstrakcje akrylowe, przedstawiające skrótowo zjawiska natury i pejzaże, niczym “rdzeń” danego zjawiska. W sali początkowej zostały rozmieszczone obrazy o podobnej wymowie: 32  akrylowe i olejne abstrakcje z lat 80., odwołujące się swymi nazwami do tytułowego Średniowiecza i innych zjawisk, głównie przyrodniczych, typu „Niebo”, „Ryba”, „Kwiat”, czy też rodzajowych („Chata”, „Uwięziony koń”). Ich geometryczna forma, poszukiwanie wewnętrznego ładu w oparciu o zasady linii, płaszczyzny i kompozycji przywodzą na myśl zdobycze sztuki konstruktywistów, a w szczególności Władysława Strzemińskiego i Henryka Stażewskiego (którego miał okazję poznać i szczerze go podziwiał). Jednakże myśl Kamojiego odbiega od racjonalnego posługiwania się regułami, a wręcz skłania się ku wartościom wielowymiarowym i transcendentalnym w celu konstruowania swoich medytacyjnych obiektów przestrzennych. Pod obrazami umieszczono w ramach krótkiego objaśnienia „Rozmyślania nad sensem sztuki”, w których zestawiono hasła dotyczące Średniowiecza z tymi, odpowiadającymi współczesności. Dwie kolumny wyrażeń, wydawać by się mogło stworzone na zasadzie luźnych skojarzeń, rozdzielone i umieszczone osobno straciłyby swoją wartość. Skonfrontowane ze sobą niczym antonimy dają zaskakujący efekt, a sam artysta zdecydowanie opowiada się za czasami zamierzchłymi ze względu na ich duchowość, wrażliwość, umiejętność intuicyjnego odczuwania. Zabieg ten niespodziewanie wiele wyjaśnia. Wielkie przemiany, jakie doświadczyła ludzkość między tymi dwiema epokami, najdobitniej obrazuje konfrontacja słów: „człowiek – uprzedmiotowienie człowieka”, „rodzić się-wytwarzać” czy też „zmysł – umysł”. Całość najtrafniej puentuje ostatnia linijka rozmyślań: „tak – nie”.  

Pracą „przewodnią”, tytułową i najbardziej rozpoznawalną w kontekście całej wystawy, była „Cisza i wola życia”, wykonana z blachy aluminiowej, płyty chodnikowej i uzupełniona o wózek inwalidzki. Podobna instalacja została zrealizowana już w 1997 roku w CSW Zamek Ujazdowski w ramach wystawy „Łódki z trzciny i inne prace 1963-1997” oraz w Galerii Starmach w 2006 roku pt. „Wieczór-łódki z trzciny”. Nawiązywała ona niewątpliwie do idei ogrodów japońskich ściśle związanych z naturą, z którą człowiek ma tworzyć bliską relację skłaniającą do refleksji. Te ogrody hołdują pokornemu korzystaniu z natury i pobieraniu od niej nauki, natomiast negują bezmyślne jej kopiowanie. W czterech ścianach galerii Kamoji wprowadził elementy tradycji japońskiej poprzez zastosowanie prostych środków ukazujących harmonię, prostotę, ale też asymetrię tego zjawiska. Nie odnajdujemy tutaj wspomnianych łódek, lecz czystą, aluminiową płaszczyznę symbolizującą życiodajną wodę, dającą początek wszystkiemu i zarazem pełną sprzeczności, stanowiącą zarówno o naszym przetrwaniu, jak i o wyginięciu za sprawą swoich destrukcyjnych właściwości. Nie przypomina ona jednak nieujarzmionego żywiołu z „Wielkiej fali w Kanagawie” Hokusaia, a raczej majestatyczne i mistyczne zjawisko skłaniające do pokory, niczym z obrazów Caspara Davida Friedricha. Dzięki wyznaczonym chodnikom, czyli drogom jakie wybieramy, możemy wejść w obręb instalacji lub wjechać na wózku inwalidzkim, który jednoznacznie uświadamiał nam naszą zależność od nieubłagalnego upływu czasu. Ten zaskakujący rekwizyt pokazał ułomność naszej egzystencji i nieuchronność cierpienia. Elementy instalacji uczą pokory i są czytelnymi wyrazicielami woli życia, jakby krzyczącej w ogarniętej ciszą przestrzeni.

Inną, przejmującą pracą była „Hiroszima” (1990), która upamiętniła makabryczny atak Stanów Zjednoczonych na to miasto dnia 6 sierpnia 1945 roku. Warto zaznaczyć, że był to pierwszy atak z użyciem broni nuklearnej, a trzy dni później nastąpił drugi - w Nagasaki. W instalacji tej niezwykle wymownym i delikatnym zabiegiem był cień rzucany przez rozwieszone kimona, przypominający tzw. wieczne cienie z Hiroszimy – pozostałości po ofiarach znajdujących się w centrum wybuchu, uzyskane pod wpływem niszczycielskiego działania impulsu świetlnego wybuchu jądrowego. Na podłodze zostały zestawione kamienie pochodzące z miejsca masakry. Po przeciwnej stronie, w tej samej sali, umieszczony został cykl trójwymiarowych obrazów zatytułowany „Księżyc Sasakiego” (1995), wykonanych ze sklejki i blachy aluminiowej. Ich temat można uznać za kontynuację bolesnych zdarzeń, jednak tym razem artysta przywołał osobiste doświadczenia, a mianowicie samobójczą śmierć przyjaciela, która jest często podejmowanym motywem w jego twórczości.  Oprócz dzieł przedstawiających symboliczne fazy księżyca niezwykle wymowna stała się praca z motywem czerwonej linii obrazującej trasę jaką Sasaki przebył w ostatnich chwilach swojego życia, a napis dosadnie obrazował to zjawisko: „Miejsce samobójstwa S.Sasaki. Po zażyciu proszków nasennych pragnienie zmusiło go do przyczołgania się na brzeg morza, gdzie zmarł". Komentarzem tym artysta próbuje wyeksponować wolę życia, jaką przejawiał przyjaciel w trakcie dokonywania aktu samobójczego. W podobny sposób, totalnie oszczędny i w swej prostocie bardzo dosadny, zobrazował w dziele „Matka i syn” kolejną smutną opowieść: historię syna zabijającego swoją matkę i następnie odbierającego sobie życie. Zdarzenie miało miejsce w 2006 roku i opisują je jedynie dwie malutkie, przytwierdzone obok siebie czerwone pinezki, symbolicznie ze sobą połączone.

Wykorzystanie blachy aluminiowej znalazła zastosowanie również w kolejnych reliefach przedstawiających fazy księżyca, deszcz, ślimaka czy ponownie motyw przyjaciela o nazwie „Ostatni list Sasakiego” (1994). Ciekawym zabiegiem w kolejnej sali była instalacja „Przeciąg/Starość” (1975/2018) składająca się z wiszących 24 kawałków bibuły japońskiej zawieszonych na nitce. W każdym z nich zostało wycięte koło, co sprawiło, że przy centralnej perspektywie oglądu widz miał wrażenie formowania się tunelu. Tytuł instalacji i jej daty powstania wskazywały, że mieliśmy do czynienia z pracą uaktualnioną, co nadało jej ostatecznie innego znaczenia. Kawałki papieru ulegały nieustannym drganiom wiatru i poddawane były przeciągom. Kiedy Kamoji wykonał pierwszą wersję realizacji w latach 70., nagle doznał poczucia starości. Dlatego „poprawiona” wersja, zaprezentowana w tym roku, została opatrzona uzupełnionym tytułem. Samo zjawisko przemijania można odczytać jako delikatne muskanie naszego ciała, do którego stopniowo się przyzwyczajamy. Dlatego łatwiej jest je przyjąć z pokorą.

Nie sposób było pominąć trzech kluczowych elementów składających się na pracę „Mnich” (2009), a mianowicie: kamienia, japonek i poduszki do medytacji. To tutaj spotykały się atrybuty myśliciela, które informowały o narzędziach duchowych poszukiwań i medytacji. Wystarczyło wsłuchać się w opowieść rzeczy. Natomiast kwintesencją osobliwej percepcji rzeczywistości Kamojiego i czerpania inspiracji z bardzo prozaicznych zjawisk stała się instalacja zatytułowana „Najpiękniejszy kąt otwarcia drzwi albo obraz” (1984). Głównym jej punktem było drewniane krzesło obrotowe, naprzeciw którego umiejscowiono drewniany próg oraz rozmieszczono na podłodze klamki i klucz. Do tytułu dołączono komentarz artysty: „Siedziałem w kuchni, drzwi do łazienki były uchylone. Stworzyły one kąt. Zacząłem się zastanawiać, jaki kąt otwarcia drzwi jest najpiękniejszy”. Poszukując wartości estetycznych w codziennych zjawiskach, przeanalizował w przestrzeniach Galerii Zachęta tę zwyczajną scenę, rozbierając na czynniki pierwsze fragmenty wystroju wnętrza i układy, które tworzą. Była to misternie utkana interpretacja zwyczajnego obrazu, który dał wyraźny impuls do wejrzenia w głąb prozaiczności.

Wystawa „Cisza i wola życia” niewątpliwie poddała czas próbie, gdyż nie była skupiona na chronologicznym porządku zdarzeń, natomiast zatrzymała je w przedmiotach, które zdawały się ponadczasowo trwać. Skupienie i syntetyzm powinny według Kamojiego nieustannie towarzyszyć artyście, gdyż prowadzą do sfery wewnętrznej oraz pozwalają odkryć duchowość materii. Stąd prostota, oszczędność środków przekazu i klarowna kompozycja. Uproszczenia i niedopowiedzenia to iście japońskie dewizy, bo przecież zwykła sugestia może być doskonałym drogowskazem ku pełnemu znaczeniu. Tytułowa cisza czasem przytłaczała, niepokoiła, gdyż zdawała się kumulować w rzeczach opowiadających swoje historie. Oddała im głos, pozwalała wręcz na samomanifestację. To właśnie one uświadamiają upływ czasu, który ujawnia się w relacjach z obiektami. „Słuchanie głosu rzeczy” – w ten sposób artysta definiuje zjawisko martwej natury i zarazem swoją osobistą relację z materią. W jego twórczości przedmioty zdają się nie tylko trwać, ale i subtelnie przemawiać. A mają wiele do powiedzenia. Od prostych historii po opowieści niezwykle przejmujące: kamienie są świadkami historycznych tragedii, kawałek czerwonego druta przypomina o samobójczej śmierci i zarazem jest wyrazicielem woli życia, a sam wózek inwalidzki bezceremonialnie manifestuje niedołężność i cierpienie. Być może Kamoji próbuje uporać się z demonami poprzez deponowanie przedmiotów w swoich przestrzennych grach. Artysta przyznaje, że nie dąży do ulepszania swojej sztuki i nie traktuje działalności w sposób linearny. Daty powstania jego prac i ich kolejność to dla niego zbędne informacje. Wystawa zgromadziła atrybuty mądrości, duchowości i pokory. A zjawiska te czas zdecydowanie wzmacnia, budząc niejednokrotnie w człowieku potrzebę życia i przeżywania. Obserwując sztukę Kamojiego, odnosimy nieodparte wrażenie, że towarzyszyły one jemu od zawsze.

Wystawa Kojiego Kamojiego „Cisza i wola życia”, Narodowa Galerii Sztuki – Zachęta, 16.06 – 26.08.2018

Artluk nr 2/2018

powrót