kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Na górze: Subodh Gupta, „Very Hungry God/Nienasycony bóg”, 2006. Fot. © Subodh Gupta, Pinault Collection Na dole: Subodh Gupta, „Faith Matters/Wiara się liczy”, 2007-2010. Courtesy of the artist and Hauser &Wirth. Fot. Stefan Altenburger Photography Züri
Subodh Gupta, „Two Cows/Dwie krowy”, 2003-2008. Fot. Courtesy of the artist and Hauser & Wirth
Subodh Gupta, „Jal Mein Kumbh, Kumbh Mein Jal Hai”, 2005. Courtesy of the artist and Hauser & Wirth. Fot. Genevieve Hanson
ADDA czyli SPOTKANIE
SUBODH GUPTA w MONNAIE DE PARIS

Joanna Sitkowska-Bayle

Subodh Gupta dał się poznać szerszej publiczności jako artysta tworzący monumentalne rzeźby o spektakularnym, łatwo rozpoznawalnym charakterze. Wystawa, zorganizowana w paryskim Hôtel de la Monnaie, przedstawiająca prace Gupty z ostatnich dwóch dekad, nie pomija tego aspektu jego twórczości, dając także okazję do zaznajomienia się z pozostałym dorobkiem artysty w ocalej jego różnorodności. Znalazło się na niej ponad trzydzieści prac, które wprowadzają nas w zwyczaje i kulturę Indii, wpisując się jednocześnie w szerszy zglobalizowany kontekst współczesnego świata.

Gupta, urodzony w 1964 roku na indyjskiej prowincji Bihar, uprawia performance, wideo, fotografie, rzeźbę i instalacje. Należy on do nielicznego jeszcze grona artystów spoza Europy i Ameryki Północnej, których dzieła trafiły do prestiżowych muzeów i wielkich kolekcji prywatnych na Zachodzie. W przeciwieństwie do twórców wcześniejszych generacji, takich jak Anish Kapoor, nie tylko nie wyjechał on z Indii, żeby kształcić się zagranicą, lecz nadal mieszka i tworzy w pracowni na przedmieściach Delhi. Sztuka Zachodu, szczególnie ta wywodząca się od Marcela Duchampa, nie jest mu jednak bynajmniej obca. Od polowy lat 90. Gupta wydaje się podążać drogą, której początek dali w drugiej połowie XX wieku, miedzy innymi, artyści spod znaku Nowego Realizmu z Armanem na czele, choć dziś jego sztuka wkracza w coraz odleglejsze od realizmu, szersze sfery duchowości.

Ekspozycję otwiera umieszczona w największej sali kolumnowej, olbrzymia czaszka, na którą składają się setki metalowych naczyń kuchennych. Kontrast barokowego przepychu wnętrza z gigantyczną akumulacją garnków, misek, chochli i durszlaków robi imponujące wrażenie, staje się spektakularną i przewrotną ilustracją obfitości i niedosytu, bogactwa i biedy, nadmiaru i pustki, przeciwieństw właściwych wielu realizacjom artysty. „Very Hungry God” (Nienasycony Bog, 2006) nadaje ton całej wystawie, która wypełnia pozostałe pomieszczenia pierwszego pietra Monnaie de Paris, nie wyłączając części muzealnej, poświeconej długowiecznej historii tłoczenia monet oraz dziedzińca, na którym rozpościera swe gałęzie wielkie stalowe drzewo. W kolejnej sali artysta kieruje naszą uwagę na postawiony na starym podnóżku pojedynczy kubek („A Glass of Water”, 2011-2018). Gdy pochylamy się nad tym, wypełnionym po same brzegi wodą naczyniem, odnosimy złudne wrażenie nieskończonej głębi. Tuz obok artysta umieścił stół z leżącym na nim plackiem („Dough”, 2010). Zarówno ciasto, jak i rozsypana wokół niego mąka, przypominające do złudzenia rzeczywiste produkty, wykonane są z brązu. Stalowe naczynia używane powszechnie w Indiach i europejska tradycja odlewania rzeźb w metalu spotykają się w dziełach Gupty bardzo często, a radykalne zmiany skali, przechodzenie od tego co jednostkowe, proste i banalne do tego co wspólne, złożone i spektakularne charakteryzują całą jego twórczość bez względu na użyte przez niego środki.

Artysta nie tylko wykorzystuje przybory kuchenne i narzędzia gospodarstwa domowego, ale także anektuje i petryfikuje inne fascynujące go przedmioty i urządzenia. Będąc pod wrażeniem opuszczonej sali kinowej, na jaka natrafił we Włoszech, Gupta stworzył instalację składającą się z autentycznego, starego projektora i jego odlanej w brązie, pozłoconej repliki wraz z prawdziwymi i zreplikowanymi szpulami, służącymi do nawijania taśmy filmowej pod tytułem „There Is Always Ciemna” („Kino trwa wiecznie”, 2008). „Two Cows” („Dwie krowy”, 2003-2008) odwołują się z kolei do bliskiej artyście hinduskiej rzeczywistości, z której zniknęły niegdyś bardzo popularne rowery obwieszone bańkami na mleko rozwożonymi codziennie przez lokalnych dostawców. Dziś możemy je oglądać w paryskiej Monnaie uwiecznione w postaci rzeźby z brązu do złudzenia przypominającej realny obiekt.

W swoich performancach i wideo Subodh Gupta sięga po formy, znaki i gesty zaczerpnięte z hinduskiej i buddyjskiej tradycji. W „Spirit Eaters” z 2012 roku widzimy „duchowych zjadaczy”, czyli mężczyzn, którzy zgodnie z dawnym hinduskim zwyczajem spożywają olbrzymie ilości jedzenia za dusze zmarłej osoby, kończąc cykl kilkudniowych posiłków uroczystą ceremonią. W późniejszym o kilka lat „Seven Billion Light Years” („Siedem milionów lat świetlnych”, 2015-2016) wirujący na tle nieba i odpływający w dal wielki płatek, po dłuższym oglądzie, okazuje się plackiem do wypieku chleba. W swych ostatnich realizacjach artysta odchodzi coraz bardziej od bliskich dosłowności prezentacji, tropi ślady duchowości zawarte w banalnych czynnościach związanych z przyrządzaniem posiłków, przekładając je na język iluzji.

Pożywienie i posiłki posiadają dla Gupty wymiar nie tylko duchowy, symboliczny, ale także ekonomiczny i społeczny. W „Faith Matters” („Wiara się liczy”, 2007-2008) metalowe ciągi pojemników na jedzenie krążą bezszelestnie w powolnym, cyrkularnym, prowadzącym donikąd ruchu. Podobnie jak większość naczyń Gupty, także i te piętrowe garnki są puste. Kumulacja, nadmiar i obfitość form są tylko przyciągającą oko grą pozorów. Drewniana barka obciążona (pustymi) dzbanami czy odlane w brązie olbrzymie pakunki poszukujących pracy robotników, zawierające dobytek całego ich życia, włączają się w tematykę migracji i wygnania, jakie stały się udziałem milionów ludzi w naszych czasach.

Na wystawie znalazły się także najnowsze obrazy Gupty. Metaforyczny tytuł jednego z nich „In This Vessel Lie the Seven Seas, In It, Too, The Nine Hundred Thousands Stars” („To naczynie zawiera siedem mórz, w nim także, dziewięćset tysięcy gwiazd”, 2016), oddaje trafnie intencje artysty, który przenosi na aluminiowa powierzchnię fotografie starej, okrągłej patelni, noszącej ślady wielokrotnego użycia. Nieskończenie wielkie możemy odnaleźć w skończenie małym, a przedmioty codziennego użytku mogą nas zaprowadzić w rejony Kosmosu, twierdzi Gupta, któremu układy plam i zakoli powstałe po gotowaniu kojarzą się z gwiezdnymi konstelacjami.

Odlewając w brązie, prezentując przedmioty wychodzące z użytku, Gupta sakralizuje i uwiecznia, co może nas skłonić do odebrania jego twórczości w kategoriach utopijnego buntowania się przeciwko upływającemu czasowi i nieodwracalnym zmianom kulturowym i cywilizacyjnym. Po uważniejszym oglądzie jawi się ona jednak przede wszystkim jako próba skierowania naszej uwagi na to, co podstawowe, najprostsze, ale zarazem i najważniejsze, na obraz wszechświata zawarty w starym naczyniu, na zaczyn, z którego powstanie chleb, na szklankę wody. Z tych pojedynczych znaków artysta przenosi swój dyskurs na obszary zglobalizowanego świata, na łodzie, które dobijają do brzegu bez podróżników, na boga i religie, które nie są w stanie zaspokoić niczyjego głodu i mogą stać się wręcz zwiastunami śmierci.

Przypomnijmy, że „Nienasycony bóg” wystawiony został po raz pierwszy w 2006 roku w kościele Świętego Bernarda w Paryżu, w którym dziesięć lat wcześniej zgromadzili się wraz z rodzinami nielegalni emigranci domagający się uregulowania ich statusu prawnego we Francji. Niektórzy z nich podjęli długotrwale głodówki. Od tej pory kościół ten stal się symbolicznym miejscem walki z niesprawiedliwością społeczną. W dniu wernisażu artysta, świadomy tych historii, częstował wszystkich przyrządzoną przez siebie wegetariańską zupą. Dodajmy, że Gupta nadal praktykuje gotowanie jedzenia i przyjmowanie gości posiłkiem w ramach swoich wystaw, nawet na targach, o czym mogli się przekonać rok temu amatorzy sztuki w Bazylei. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że rzeźba ta, dziś własność jednego z największych kolekcjonerów sztuki współczesnej, francuskiego miliardera François Pinault, obrazuje jeden z głównych paradoksów sztuki współczesnej i obrotu dziełami. Symbolizując bądź wręcz denuncjując zjawiska i mechanizmy decydujące o kształcie dzisiejszego świata, stała się jego częścią i została włączona w globalny kapitalistyczny system.

Niewykluczone, że jest to jeden z powodów, dla którego ostatnie kreacje Subodha Gupty zmierzają coraz częściej w stronę abstrakcji i dematerializacji. W swej najnowszej instalacji artysta sięgnął po hinduski koncept anahad naad odnoszący się do dźwięku nie posiadającego ani początku ani końca, dźwięku transcendentnego względem przestrzeni i czasu. W niewielkiej sali natrafiamy na własne odbicia w zawieszonych na ścianach, błyszczących, wypolerowanych, metalowych panelach, które zaczynają wibrować pod wpływem intensywnego głośnego dźwięku („Unstruck”, 2016). Stopniowo odbicia stają się coraz bardziej niewyraźnie, sylwetki zlewają się w nieostry, pozbawiony konturów obraz. Z wielości powstaje jedność, wolna od przeciwieństw i kontrastów, pozbawiona granic. Ale gdy dźwięk ucichnie, gdy znieruchomieją lustrzane panele i staniemy ponownie twarzą w twarz z naszymi odbiciami, przekonamy się, że mięliśmy do czynienia także i tym razem z kolejną przewrotną iluzją.

Sudodh Gupta. Adda, Monnaie de Paris, 20/04 – 26/08/2018

Artluk nr 1/2018

powrót