kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Alexandra Fly z rzeźbą Louise Bourgeois, Frieze Art Fair 2010, Londyn. Fot. archiwum Alexandry Fly
Alexandra Fly, targi sztuki FIAC, Paryż 2013. Fot. archiwum Alexandry Fly
Alexandra Fly w galerii Saatchi przed pracą Martina Honerta. Fot. archiwum Alexandry Fly
ALEXANDRA FLY

Z Alexandrą Hołownią rozmawia Joanna Pokorna-Pietras

Joanna Pokorna-Pietras: Od dawna obserwuję twoją twórczość. Podoba mi się nie tylko twoja konsekwencja, ale i przesłanie, jakie niosą realizowane przez ciebie projekty. Ostanio skupiłaś się na kreowaniu wymyślonej przez siebie postaci. Kim jest Alexandra Fly?

Alexandra Hołownia: Projekt Alexandra Fly powstał w 2006 roku podczas moich studiów podyplomowych na berlińskim Uniwersytecie Sztuki (UdK). Poszukując nowych metod przekazywania zjawisk w sztuce współczesnej, wymyśliłam figurę artystyczną w przestrzeni publicznej oddziałującą na odbiorców poprzez spektakularny kostium.

Ubrana w suknię z gęsto obszytymi dookoła szmacianymi waginami i penisami, postanowiłam prezentować się w kontekście międzynarodowych wystaw artystycznych. Pseudonim Fly miał swoje odniesienie do częstych lotów samolotami w związku z przedstawianiem projektu w różnych państwach. W marcu 2007 roku po raz pierwszy poleciałam jako Fly z Berlina do Nowego Jorku. Poza tym rokrocznie odwiedzam targi sztuki w Bazylei, Londynie, Paryżu, Kopenhadze, Berlinie. W 2013 i 2014 roku byłam na targach sztuki w Brukseli. Moje wystąpienia są niezapowiedziane, choć coraz częściej otrzymuję oficjalne, płatne zaproszenia do uczestnictwa w festiwalach sztuki. W 2008 roku uświetniłam wernisaż młodych niemieckich fotografów w nieistniejącej już berlińskiej galerii Fotoshop na Brunnenstrasse. Latem 2013 roku uczestniczyłam w festiwalu performansu zorganizowanym przez galerię Antiform w Königswinter pod Bonn.

Joanna Pokorna-Pietras: Żyjemy w świecie pełnym uprzedzeń, gdzie dominantą jest męski szowinizm. Trudno nam, kobietom, znaleźć w nim swoje miejsce. Twój projekt obnaża właśnie ten fakt. Jakie przesłanie zawiera projekt Fly?

Alexandra Hołownia: W projekcie Alexandra Fly chodzi o łamanie tabu. Pokazuję to, czego nie przystoi. Publicznie noszę uszyte z kolorowej tkaniny intymne części ciała, lecz jestem kompletnie odziana. „Odtajemniczam” waginę, zmieniam ją w widniejący na moim kapeluszu, spodniach, bluzce, kolorowy, intrygujący obiekt. Demonstrując imitujące waginę zmultiplikowane formy, pragnę sprowokować publiczność do zastanowienia się nad rolą kobiety w globalnym społeczeństwie. Obecnie, w dobie zbliżania się do siebie narodów, renesans religii oraz postępująca konserwatyzacja doprowadziły do upadku wartości wywalczonych przez rewolucję seksualną lat 60. Zastanawiam się, jak dawne hipisowskie hasło „Make love not war” byłoby przyjęte w krajach arabskich? Dlaczego, mimo rozwoju cywilizacji, religie świata nadal uciskają kobiety? Moja manifestacja jest nie tylko skierowana przeciw dyskryminacji płci żeńskiej, lecz również stanowi głos domagający się tolerancji dla odmieńców.

Joanna Pokorna-Pietras: Nie daj Boże być lesbijką lub gejem i to w społeczeństwie ogarniętych histerią religijną, gdzie „inność” traktuje się konsekwencjami prawnymi, w tym i karą śmierci. Niedawno w Internecie oglądałam ukamienowanie kobiety w jednym z państw muzułmańskich. Obrałaś trudną drogę pełną niebezpieczeństw, niezrozumienia i szyderstw. Jak publiczność reaguje na Alexandrę Fly?

Alexandra Hołownia: Generalnie publiczność nie jest przygotowana na spotkanie z tego rodzaju działaniem artystycznym. Często ludzie, który widzą mnie w kostiumie, dowcipnie pytają: „Czy mamy karnawał?” Obyczaje społeczne tolerują przebranie podczas maskarady. Ja natomiast łamię te przyzwyczajenia i pokazuję strój Fly o różnych porach roku, głównie jednak wtedy, gdy odbywam podróże artystyczne. Niekiedy pobłażliwie uśmiechający się odbiorcy proszą o wspólne, pamiątkowe zdjęcie. Zdecydowana większość wie, że chodzi o performans. Niektórzy nawet nazywają mnie żywą rzeźbą. W 2011 roku na targach sztuki w Bazylei – Art Basel – pewien starszy pan nazwał mnie najbardziej interesującym zjawiskiem, jakie zobaczył w Bazylei. Z pewnością pozytywnie wpływają na widzów użyte w kostiumie odcienie różu, czerwieni i fioletu. Najwięcej zainteresowanych projektem Fly dizajnerów spotkałam na targach sztuki Frieze Art Fair w Londynie. Choć miewam obawy, by ktoś nie skopiował mojego pomysłu i nie wylansował go dla własnych celów. Niekiedy widzowie oczekują dodatkowych atrakcji. Przykładowo, podczas spacerów po londyńskich targach Frieze, zaproponowano mi występ w usytuowanej z boku hali wystawienniczej. Nie byłam przygotowana, ale proszono bardzo długo, więc uległam. Weszłam na scenę i wykonałam kilka ruchów, typu ręka do góry, noga w bok. Bawiono się znakomicie. W Londynie mój strój wzbudzał zaufanie ludzi odwiedzających targi. Wielu próbowało nawiązać ze mną kontakt, chętnie opowiadano mi o swoich problemach. Jednak jako Alexandra Fly najbardziej lubię być w Paryżu. Francuzi są bardzo otwarci na wszelkiego rodzaju eksperymenty artystyczne. Atmosfera metropolii sztuki jest w tym mieście wyczuwalna. Wiosną 2013 roku odwiedziłam w Paryżu Palais de Tokyo. Przypadkowo stojący w drzwiach prezydent tej instytucji, Jean de Loisy, zafundował mi bilet wstępu; także pracownicy pobliskiego Musee d‘Art Moderne de la Ville chętnie pozowali w moim towarzystwie do zdjęć. Francuscy odbiorcy mają gest i duże poczucie humoru. Wielu spotkanych Francuzów podziwiało mój projekt.

Joanna Pokorna-Pietras: Są społeczeństwa otwarte, ludzie mentalnie dojrzali, ale projekt jest kontrowersyjny. Przypuszczam, że prócz przychylnego odbioru były i inne sytuacje, mniej go aprobujące. Czy bywały też reakcje negatywne?

Alexandra Hołownia: Tak, inne doświadczenia miałam z publicznością hiszpańską. W Centrum Pompidou grupa młodych Hiszpanów jadąca ruchomymi schodami skwitowała mój wygląd określeniem „porno chica”.

Wiosną 2013 roku w paryskim Luwrze chciałam zobaczyć ekspozycję De‘I Allemagne. Najpierw stałam w foyer, stanowiąc atrakcję dla odwiedzających. Gdy ruszyłam w stronę wystawy służby porządkowe (pochodzenia arabskiego) nie pozwoliły mi wejść do środka. Miła pani z security powiedziała, że działa zgodnie z poleceniem swego szefa. Po chwili przyszło kierownictwo muzeum. „O co chodzi?” – zapytałam. „Co za obsceniczny wygląd! Nie wpuścimy Pani w tym ubraniu!” – usłyszałam. „Nie rozumiem, gdzie Pan widzi obsceniczności?” – zapytałam. „Na pani kurtce zauważyłem anatomiczne części ciała. Wcale się nie mylę, mój kolega dostrzegł to samo...” – kontynuował dyrektor Luwru. „Ja nikogo nie obrażam, a Luwr nie jest kościołem...” – przekonywałam. Wreszcie skapitulowano. Pokaz De‘I Allemagne obejrzałam w obstawie security. Czułam się jak VIP. Dwóch funkcjonariuszy pilnowało, bym podczas zwiedzania nie rozdawała własnych wizytówek, nie pozowała do zdjęć, swoją osobą nie powodowała żadnego zamieszania ani gromadzenia publiczności. Dyrektor był zdania, że nie mogę wykorzystywać Luwru dla własnej reklamy.

Joanna Pokorna-Pietras: W dzisiejszym świecie męskiej dominacji twoje działania mogą sprawić kłopoty. Tym bardziej, że swoje idee przekazujesz w niekonwencjonalny sposób. Czy spotkałaś się z niezrozumieniem?

Alexandra Hołownia: Zaobserwowałam, że wielu mężczyzn miewa problemy z akceptacją figury artystycznej Alexandra Fly. Pewnego podstarzałego artystę pochodzenia algierskiego, którego spotkałam w Paryżu na targach rysunku Drawnig Now w 2013 roku, bardzo irytował mój wygląd. Chodził za mną natrętnie krok w krok. Nawet próbował mnie zbałamucić. Nie rozumiał, jak można publicznie nosić kostium ozdobiony szmacianymi waginami? Niestety był on tylko malarzem sztalugowym i nigdy nie słyszał o poszerzonym pojęciu sztuki. W 2007 roku na otwarciu Dokumenta 12 w Kassel chiński artysta Qing Cai również agresywnie reagował na mój widok. Ciągnął za obszytą elementami spódnicę śmiejąc się przy tym bardzo ordynarnie i głośno. Qing Cai zobaczyłam ponownie na Documenta 13, gdy okazało się, że mamy kilku wspólnych znajomych, zmienił front. Nie komentował już mego stroju, był milszy, tak jakby wstydził się swych reakcji sprzed pięciu lat. Nigdy nie zapomnę też dnia, kiedy w 2009 roku na londyńskich targach sztuki Frieze zasobnie wyglądający, dostojny gentleman w podeszłym wieku zaprosił mnie do stolika w targowej kawiarence, gdzie siedziała jego moda córka i przyjaciel po fachu. Obaj panowie byli psychiatrami. Wypytywali o znaczenie i cele, jak też o sposoby finansowania projektu Fly. Początkowo sympatyczna konwersacja przekształciła się w nieznośne uwagi pod moim adresem. Odeszłam od stolika.

Dużo podróżuję. W kostiumie Fly wsiadam do samolotu.W Berlinie na lotnisku niektórzy celnicy znają mnie. Ale w 2007 roku, gdy zaczynałam realizować ten projekt, podczas odprawy celnej na berlińskim lotnisku Schoenefeld zostałam poproszona do specjalnej kabiny i dokładnie zrewidowana. Stojąc za kotarą słyszałam uszczypliwe komentarze celniczek: „Wagina w głowie, hahaha. Pewnie nikt jej nie przeleciał...”.

Joanna Pokorna-Pietras: Dlaczego kostium Fly zawiera różne odcienie różu i czerwieni?

Alexandra Hołownia: Wybierając czerwień i róż chciałam przykuć uwagę publiczności. Te populistyczne, wybitnie kobiece kolory kojarzą się wszystkim z miłością, namiętnością, romantyzmem, wdziękiem i dziecięcym urokiem. Z drugiej strony wyrażają kicz i tandetę. Poza tym dynamiczna, agresywna czerwień wpływa podniecająco na ludzką psychikę, mówi też o seksualnych uczuciach. Kostium ma mocną wymowę, nie można przejść obok niego obojętnie. Przyciąga wzrok wyzywający różowy kolor odzieży oraz nagromadzenie elementów wyglądem przypominających waginę. W projekcie Alexandra Fly znaczące treści podporządkowałam wesołej, radosnej formie. Widzowie mają też rozrywkę. Często spacerując po wystawie słyszę: „Look, it is funny”.

Joanna Pokorna-Pietras: Stałaś się żywym obiektem sztuki. Poruszasz się w miejscach publicznych i w świecie ciągłej rejestracji. Jednym z ważnych elementów twojego projektu jest to, że można Cię fotografować.

Alexandra Hołownia: Oczywiście nie wybieram fotografów, moje spotkania z nimi są zupełnie przypadkowe. Ale miałam okazję pozowania do zdjęć znanym fotografom fashion, jak Rosario Morabito, Alex Cheng, Daff Johnson. W Wenecji spotkałam fotografa Italo Rondinella. Poza tym zarówno prasa, jak i portale internetowe chętnie publikują moje zdjęcia.

Joanna Pokorna-Pietras: Czy osiągnęłaś zamierzony cel?

Alexandra Hołownia: Trudno powiedzieć. Projekt Alexandra Fly jest skierowany zarówno do mężczyzn, jak i kobiet na całym świecie. Początkowo ze względu na osobiste bezpieczeństwo odwiedzałam kraje Europy Zachodniej: Niemcy, Anglię, Danię, Szwecję, Francję, Szwajcarię, Włochy, Belgię. W 2011 roku podczas pobytu w Pekinie oraz Harbinie skonfrontowałam strój Fly z publicznością chińską i zostałam przyjęta bardzo dobrze. Stanowiłam atrakcję spacerując po Wielkim Murze. Chinki zaczepiały mnie, śmiały się, dyskutowały. W Pekinie w strefie galerii Zone789 również komentowano mój wygląd, pytano o jego znaczenie. W 2011 roku podczas Biennale w Wenecji proszono mnie o autografy w pawilonie rosyjskim. Naturalnie publiczność traktuje projekt jak dowcip – i bardzo dobrze. Niektórzy, zadając pytania, zastanawiają się nad sensem kostiumu. Nawet jeśli są oburzeni i mają inne zdanie, to ważnym jest, że podejmują poruszony przeze mnie temat. W ten sposób mogę pośrednio pokonać bariery w myśleniu, wzmocnić tolerancję wobec indywiduum, jak i dyskutować nad rolą kobiety we współczesnym społeczeństwie.

Artluk nr 3-4/2014

powrót