kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Jacqueline Livingston, „Parasol chroniący przed spadającymi różami”, 1971, © Leo Brissette. Fot. materiały prasowe GGF
Jacqueline Livingston, „Autoportret. Drzwi i pole”, 1964, © Leo Brissette. Fot. materiały prasowe GGF
Jacqueline Livingston, „Liczenie skurczów z ręką manekina”, 1968, ©Leo Brissette. Fot. materiały prasowe GGF
BUTA UKRYTA W CIENIU

Agnieszka Domańska

Życiorys Jacqueline Livingston z powodzeniem mógłby posłużyć za kanwę hollywoodzkiego filmu. Oto bowiem mamy amerykańską fotografkę, artystkę, która swoimi pracami dotyka problemu ról społecznych. Kobietę niepokorną, żyjącą w zgodzie z prawami natury, niedającą się wtłoczyć w ramy opresyjnego systemu. Wreszcie matkę, która po upublicznieniu aktu swojego sześcioletniego syna, zostaje oskarżona o szerzenie pornografii i wyparta z głównego nurtu amerykańskiej sztuki tamtych czasów. Gdańska Galeria Fotografii przywraca pamięć o tej postaci wystawą „Jacqueline Livingston. W cieniu feminizmu. Na obrzeżach sztuki amerykańskiej lat 60. i 70. XX wieku”.

Gdańska Galeria Fotografii (oddział Muzeum Narodowego w Gdańsku) sięga do twórczości Livingston po raz drugi. Pierwsza wystawa jej prac – „Album rodzinny. Przestrzenie intymności – odbyła się w 2009 roku w ramach cyklu „Feminoteka”, prezentującego twórczość wybranych współczesnych fotografek. Dodatkowo była to pierwsza po trzydziestu pięciu latach indywidualna wystawa tej nieżyjącej już artystki. Zaprezentowano na niej dwadzieścia pięć zdjęć. Tegoroczna ekspozycja, zorganizowana w setną rocznicę nadania kobietom w Polsce praw wyborczych, jest nieco większa, bo zawiera ponad czterdzieści fotografii, udostępnionych galerii przez ostatniego męża Livingston, Leo Brisettego.

Prace Livingston można podzielić na kilka obszarów tematycznych, które również w pewnym stopniu zostały nakreślone za pomocą aranżacji przestrzeni galerii (umieszczone pod zdjęciami zacytowane słowa fotografki pozwalają zwiedzającemu uzyskać szerszy kontekst). Są to po części kadry z życia jej rodziny – artystka dokumentowała codzienność, niekiedy intymną, swoich mężów (miała ich trzech) oraz syna Shalimara. Jest w tych zdjęciach dużo czułego podglądactwa („Liczenie skurczów z ręką manekina, Rzucił na nią urok”). Pozorna powszedniość kadrów zostaje jednak przełamana nieoczekiwanym elementem sprawiającym, że zdjęcia Livingston wykraczają poza zwyczajność rodzinnych fotek – jest to np. pojawiająca się na wielu pracach odcięta dłoń manekina (rodzaj rekwizytu) czy zaskakujące okoliczności, w których znajdują się fotografowane postaci („Piknik na cmentarzu, Shalimar stracił równowagę”). Z kolei portrety rodzinne – „Autoportret. Stopiony portret rodzinny. Plastikowa rodzina i Rodzinna układanka” – wydają się poszukiwaniem siebie w tradycyjnym modelu rodziny. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte to w Stanach Zjednoczonych i niektórych krajach Europy czas rozkwitu drugiej fali feminizmu – twórczość Livingston silnie nawiązuje do jej postulatów.

Te nawiązania są szczególnie widoczne w fotografiach, które można nazwać swego rodzaju manifestami, i które najmocniej zapadają w pamięć po obejrzeniu wystawy. To choćby bardzo wyrazista, wydawałoby się sztandarowa dla feministek, praca „Autoportret. Drzwi i pole” (również w wariancie „kosmicznym”) oraz ironiczno-pesymistyczna „To nie działa”, przedstawiająca pozornie szczęśliwą parę młodą (czarna koronka doklejona w miejscu sukni ślubnej i welonu zaprzecza świetlanej przyszłości, która w zamyśle powinna czekać tych dwoje). W twórczości Livingston motyw uwięzienia, zniewolenia jest stale obecny – metaforyczne drzwi są ciągle zamknięte.

Bardzo ważne dla feministycznego wydźwięku tej wystawy wydaje się zdjęcie „Bawiąc się ze sobą”. Nie można oprzeć się skojarzeniu ze „Sztuką konsumpcyjną” Natalii LL. Różnica polega na tym, że tak jak u polskiej artystki erotyczne asocjacje są bardzo wyraźne, tak u Livingston jedynie lekko zaznaczone. „Bawiąc się ze sobą” jest jakby zmaterializowaniem tekstu przeboju Cyndi Lauper (na marginesie: nieoficjalnego hymnu feministek) – dowodzi temu, że kobiecie też należy się przyjemność. W pracy znajdują odbicie również dwa cytaty, które pojawiają się na ścianach galerii: „Moja fotografia stała się ujściem aktywizmu społecznego” i „Uświadomiłam sobie, że te fotografie na temat mojego życia były uniwersalnymi oraz politycznymi hasłami, odzwierciedlały to, czego się nauczyłam jako feministka. Zmiany społeczne zaczynają się w jednostce”.

Gdańska wystawa, poza głównym zadaniem, jakie ma do spełnienia, czyli przybliżeniem twórczości Jacqueline Livingston, pośrednio zwraca uwagę na niekończący się spór dotyczący granic wolności twórczej. Ile wolno artyście? Czy pokazanie na wystawie aktu dziecka powinno być powodem zawodowego wykluczenia? I kto powinien o tym decydować?

Dowodem na to, że wciąż jest to temat wzbudzający wiele emocji, może być debata krytyków sztuki zorganizowana w sierpniu w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Żaden z wątków podjętych przez zaproszonych gości nie rozognił dyskusji do tego stopnia, co zagadnienie sztuki krytycznej i przytaczane wielokrotnie, odmieniane przez wszystkie przypadki krocze babci Zbigniewa Libery z „Obrzędów intymnych” z 1984 roku. Film, w którym Libera opiekuje się zniedołężniałą staruszką, ma przełamywać tabu, tak jak zdjęcia Livingston „mają otworzyć oczy na piękno ludzkiego aktu, piękno dziecka wychowywanego w komforcie w stosunku do nagości”[1]. Ocena tych zjawisk powinna dokonać się w każdym z osobna.

„Jacqueline Livingston. W cieniu feminizmu. Na obrzeżach sztuki amerykańskiej lat 60. i 70. XX w”.

Gdańska Galeria Fotografii, kurator: Mariola Balińska, 21.07 2018 – 21.10 2018

Artluk nr 2/2018

 


[1] Cytat z tekstu Jacqueline Livingston towarzyszącego wystawie z 2009 roku.

powrót