kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Zdjęcie górne: Waldek Petryk, zdjęcie dolne: Jan Świdziński. Fot. M. Tym
Zdjęcie górne: Karolina Stępniewska, zdjęcie dolne: Olga Nowakowska. Fot. M. Tym
Zdjęcie górne: Martyna Piasecka, zdjęcie dolne: Jan Piekarczyk. Fot. M. Tym
KLUB PERFORMANCE W DRUGIM ROKU

Jan Rylke

Klub Performance wznowił w Warszawie swoją działalność (i dalej działa, bo 3 lipca wystąpi jeszcze przed wakacjami Andrzej Mitan) - najpierw w Galerii Krytyków Pokaz 10 października, a dzień później w Galerii Kordegarda. W Pokazie Karolina Stępniewska spijała jak pelikan egoista swoją krew z ramion i od razu się ukarała jak w psach Pasikowskiego - foliowa torebka na głowę umazana krwią. Była to bardziej światowa niźli polska sztuka, bo mądra przed szkodą performerka najpierw się zabandażowała i cięła później, a nie odwrotnie. Reszta była jak holenderskie malarstwo małych mistrzów + bardzo ładna Karolina. Karolina trochę narzekała, że w Toruniu (wcześniej Kowalczyk to samo mówił o Bydgoszczy, oni już Krzywoustemu się sprzeciwiali) niechętnie widzą performance, uważają, że dla malarza, to coś jak alkoholizm u taksówkarza. Artystyczna Warszawka, Krakówka, Wrocławka, Łodzia i Poznaniaczka raczej uważają odwrotnie, że artysta (nie tylko performer) z pędzlem w ręku to wiocha. Prawda pewnie leży pośrodku i wygląda jak artysta z portfelem. Dla mnie jako rasowego malarza Karolina robiła klasyczne holenderskie malarstwo, tylko farba była świeższa i bardziej czerwona.

Po niej Waldek Petryk, jako weteran performance już nie taki ładny, ale poetycki - Poemat "tak jak w radiu" częściowo wygłaszał, a częściowo Waldek gwizdał, a tekst leciał z radiomagnetofonu – stąd radiowy tytuł. Waldek, weteran opery - spektakli realizowanych na całym świecie - głównie z uwerturami na odkurzacz, teraz w arii solowej, chociaż w poemacie występowały tak znane osoby jak: Zadumana Dziewica, Czarny Kot i Artysta. Poemat miał wymiar stereo, co artysta zaznaczył trzymanymi karteczkami (widać na zdjęciu). Waldek reprezentuje trudną gałąź performance, która stara się ożenić intelektualny dyskurs z poetycką weną. Jednym słowem szkiełko wbite w oko, co dobrze wiązało się ze straceńczą postawą Karoliny. Jednym słowem zrobił podobny pokaz i holenderski i malarski, chociaż ubrany w okulary i resztę - w stylu był bardziej Ostade niż Terborch.

W Kordegardzie pokazywali się członkowie Klubu Performance. Ja, ubrany w obrazy wskazujące na moje bogate wnętrze, odegrałem jako mistrz Jedi (trochę młodszy Joda) walkę sierpnia z lipcem w październiku dla uczczenia porozumień sierpniowych, które trochę skróciłem (są poniżej). Żeby zachować prawdę historyczną dołożyłem kilka starych płócien i jedno nowe z przedstawieniem Wronu (dla młodzieży wiadomość, że była to wojskowa rada ocalenia narodowego. Jak byłem w wojsku, to mi ładowano do głowy, że zadaniem wojska jest marnować i niszczyć, więc to ocalenie, to głupie walenie). Dla zaspokojenia publiczności polewałem nalewkę na socjalistycznych banknotach - żmijówka bez jadu, bo ważniejsze transakcje i tak były realizowane w dolarach (nalewkę na nich serwowałem w krakowskim Pięknym Psie). Ten performance trochę ewoluuje w zależności od miejsca i czasu. W Poznaniu, w Galerii Szyperskiej był wspomnieniowy, w Kordegardzie, naprzeciw Pałacu Prezydenckiego bardziej prześmiewczy, 24 czerwca w Fabryce Norblina będzie smutniejszy.

1. Wolność związków zawodowych

2. Prawo bezpiecznego strajku

3. Wolność słowa, wolność druku

4. Więźniów politycznych wolność

Za myślenie znieść represje

5. Odblokować informacje

6. Mówić prawdę, wszystkim prawdę

7. Za strajk płacić jak za urlop

8. Więcej dwa tysiące płacić

9. Później tego nie odebrać

10. Udostępnić nam jedzenie

11. A nie władzę tylko karmić

12. Cenić wartość pracownika

13. Mięso kartką równo dzielić

14. Wczesną dać emeryturę

15. Starszym zrównać ją w wypłacie

16. W zdrowiu wszystkim ludziom pomóc

17. Matkom pomóc zarobkować

18. Albo dzieci wychowywać

19. Rychlej młodym dać mieszkania

20. Za rozłąkę więcej płacić

21. I w sobotę już świętować

Potem były dwa filmy Marzanny Grdeń dla tvp Polonia, jeden o Przemysławie Kwieku, a drugi o Janie Piekarczyku. Janek zachowywał się w trakcie emisji filmu "Drabina" spokojnie, co widać na zdjęciu (na filmie był bardziej energiczny, bo nosił po Warszawie drabinę). Jeremi T. Królikowski, który walczy o pozostawienie w spokoju placu Piłsudskiego, obudził się, kiedy Janek stał tam (na filmie) z drabiną i zaakceptował jego działanie. Uznał i należy to podać do publicznej wiadomości, że jest on wybitniejszym artystą niż Norman Foster ze swoim Metropolitanem (gdzie się pierze petroruble), bo czuje miejsce, a drabina Janowa jest nie gorsza niż Jakubowa. Przemek natomiast bił głową w ścianę, na którą film był wyświetlany. Film się nazywał "Niech żyje wolny czas i ci, co wiedzą, co z nim zrobić - artyści". Na tym filmie Przemek cały czas pracował - czyli malował - i na trawie, i w wannie, i w dorożce. Zupełnie jak opętany rysunkiem Hokusaj. Jako rasowy performer i płodny malarz nie ma szansy zostać prawdziwym artystą z pełnym portfelem. I to jest jego ból. (Bicie głową w ścianę było próbą przełamania tej niemocy twórczej). Tak się skończyła nasza działalność w Kordegardzie, która w ramach rozbrajania/zniechęcania uległa Zachęcie.

W listopadzie była listopadowa przerwa w działalności Klubu (listopad jest skalany rewolucją październikową). 5 grudnia w Galerii Krytyków Pokaz w Warszawie odbyło się dwunaste spotkanie z cyklu "Klub Performance Zaprasza". Tytuł spotkania: Nie tylko polscy artyści myją w Polsce garnki. Gwoździem programu był śpiew Larysy Truszyk z Ukrainy, ale mieliśmy wątpliwości, czy mieści się on w granicach szeroko pojętej sztuki performance. Janek Piekarczyk, którego można by nazwać kuratorem jej występu (gdyby nie to, że olewamy kuratorstwo) powiedział, że się mieści, a jak są wątpliwości, to się podłączy i uperformuje. Stąd dwuosobowy performance pod tytułem: Nie tylko polscy artyści myją w Polsce garnki, w naturalny sposób podzielił się na dwie części. W pierwszej Janek po wykonaniu kilku niedbałych figur gimnastycznych podsumował rok działalności klubu, wymieniając występujących autorów. Potem znowu wykonał kilka prostych ruchów. Miała to być: Monotonia, ale nie wiem czy odniósł ją do ubiegłorocznych występów performerów, czy do swojego stanu ducha i zapowiedział Larysę. Larysa powiedziała kilka słów o stosowanej przez nią technice śpiewu, narysowała na kartce, jak pracuje jej gardło i zaśpiewała. Cała klatka schodowa się zatrzęsła i wszyscy zrozumieli, dlaczego cerkwie mają pękate kopuły - gdzieś to się musi mieścić. W tak małej galerii jak Pokaz był to niewątpliwy performance. Potem jeszcze opowiadała ukraińskie dowcipy - żydowskie szmoncesy to przy nich subtelna kabalistyka. Wszyscy płakali ze śmiechu.

W styczniu były mrozy i też klub nie działał. W lutym za to wystąpił w całej krasie. Przyjechała młodzieżowa ekipa performerów z Piotrkowa pod artystyczną kuratelą Piotra Gajdy. Piotrków, kiedyś znany z Trybunałów, teraz jest znany z dorocznych festiwali performerskich i pewnie zmieni nazwę na Piotrków Performerski.

Na początku było performerskie słowo. Napisane przez Przemka Kwieka na odwrocie zaproszenia (tekst poniżej):

Będą mieli Państwo rzadką okazję obejrzenia podwójnego fenomenu: prezentacji aż 5. debiutów oraz ich procesualnej formy wystąpienia osoby z jej kreacyjnym przekazem "na żywo", zrodzonej "z powietrza". Bo przecież nie ma w żadnej Polskiej wyższej czy niższej uczelni katedry, wydziału, ją, do nauki, wykładającego. (potem był protest Artura Tajbera i dyskusja – można ją przeczytać w artinfo 69 na www.spam.art.pl). Ani pieniędzy z jej uprawiania nie ma, ani Muzeów tej sztuki, kolekcjonerów, ani w masowym nakładzie nie jest "wyłożona" w supermarketach, ani nawet obejrzeć do syta w telewizji jej nie można! Dlaczego więc ci młodzi ludzie zdecydowali o dojściu do praktyki, by tak a tak postępować w społecznym kontakcie: żywy kreator - publika?

Znowu dwójka: wymienić należy dwie przyczyny.

1. Otóż mieli oni roboczy kontakt ze światową i Polską czołówką gatunku. Jako „staff” corocznych Międzynarodowych Festiwali Sztuki Akcji „Interakcje”, Piotrkowskiego fenomenu artystycznego, byli współtwórcami prezentacji artystów i oglądali ich "występy", czy zrealizowane projekty "w ogniu tu nie ma żartów" publicznych prezentacji — gdzie obserwowali, jak po bezkształtnych, żmudnych przygotowaniach, nie zawsze zrozumiałych eksplikacjach, zakupach, konfiguracjach sprzętowych, konfiguracjach pola występu, często w skali miasta — jego infrastruktury i tkanki społecznej — dochodziło do uformowanego przekazu i, w końcu, do eksplozywnej reakcji ludzkiej pełnej ocen — w skali nadfrekwencji!
2. W dniu 11.05.2005 r. na Królewskim Zamku w Piotrkowie została uroczyście powołana Akademia Sztuk Innych. Na jej pierwszych, wrześniowych, intensywnych zajęciach, ta właśnie grupa, z własnej woli, poddała się dyskretnej woli Przemysława Kwieka i Jana Piekarczyka, kształtującej logikę formy i treści — by nieukształtowana ekspresja, jaką ma do dyspozycji każdy, mogła uzyskać miano indywidualnej, spójnej kreacji (trzecią osobą prowadzącą zajęcia był Artur Grabowski z Krakowa).

Dziękujemy Piotrowi Gajdzie i Gordianowi Piecowi z Piotrkowa!

Potem przyjechała piątka z Piotrkowa - dwóch panów po maturze i dwie panie przed maturą.

Jako pierwszy wystąpił Mariusz "Marchewa" Marchlewicz z performance "Prawda". Najpierw montował instalację z folii i krzeseł - bardzo nieprofesjonalnie - na skocz, a w tym czasie zagajali: Przemek Kwiek i Piotr Gajda. Piotr Gajda poinformował, że w Piotrkowie zawiązała się Akademia Sztuk Innych z rektorem Janem Świdzińskim i dziekanem Przemysławem Kwiekiem. Jak przestali informować, to "Marchewa" zaczął lać wodę do folii, która spływając do wiadra ładnie szumiała (był to zgodny duet, bo do wiadra woda spływała dwoma strumieniami). Lał z wyczuciem z białej miski, ale ostentacyjnie zakrył oczy, żeby wykazać mistrzostwo wykonania i odciąć się od tradycyjnych sztuk wizualnych.

Następnie z dużymi gwoździami wystąpiła Martyna Piasecka w performance "Rebel". Wbijała je w grubą deskę na kolanach z takim samozaparciem, że wszyscy czekali, że jeden sobie wbije. Potem powiedziała, że rozważała taki wariant, ale nie chciała urazić warszawiaków. Tytułowy rebeliant reprezentował raczej Partię Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa Haszka, bo w podłogę już nie wbijała gwoździ, tylko je przyklejała na krzyż czarnym przylepcem.

Nie wiem jak przetłumaczyć Dirty funny - performance Magdy Burzyńskiej - chyba wirującą zabawę, bo przetransponowała klasyczną grę z butelką w taniec nasion. Wsypane do butelek i puszczone w wir stawały się grającymi przeszkadzajkami. Zabawa z butelką, jak zawsze, skończyła się tłuczonym szkłem i zaśmieconym pomieszczeniem, ale pysznymi wspomnieniami .

Trzy pierwsze performance były wykonane bez zastrzeżeń - z wrażliwością i formą dobraną do przewodniej myśli. Jedno, co szwankowało, to tempo. Z performance jak na wojnie - albo zabijesz nieprzygotowanego widza szybko i z hukiem, albo go będziesz męczyć tak długo, aż wymięknie i padnie. Po 1 panu i 2 paniach publiczność pozostawała żywa. Do takiej się wzięła Olga Nowakowska z performance "2 kroki w tył". Fama głosiła, że to harcerka. Zaczęła bardzo porządnie od mycia się w misce (oszczędnego, jak to na obozie). Mycie jest w sztuce performance bardzo rzadkie. Nie wiem czy dlatego, że jest uważane za bardzo intymne, czy po prostu performerzy to brudasy. Ale nowatorstwo trzeba podkreślić. Potem przygotowała stół i zaczęła rozpakowywać i oblizywać czekoladki. Łakomstwo okazuje się prowadzi do opilstwa, bo w czekoladkach była wódka. Pewnie pakowana przez monopol spirytusowy, żeby skorupki za młodu nasiąkły. Po zlaniu wódy i wypiciu, zastępową Olgę ruszyło sumienie i starała się alkoholu pozbyć przy pomocy tradycyjnych metod - piórka, soli gorzkiej i tym podobnych zabiegów, ale bez powodzenia. W ramach ekspiacji i wciągnięcia do grzechu obecnych, oblała im ręce alkoholem i zlizała, kończąc występ.

Ramy tego wieczoru dali panowie, a panie wypełniły wnętrze. Stąd zamknięcie wieczoru sztuk innych realizował w formie performance pod tytułem "trzy kropki" Szymon Cecotka. To był performance z serii klasycznych, z wygaszonym światłem, świecami i zapalonymi gazetami przenoszonymi w śnieg. Prawie chodzenie boso po węglach. Przeniosło to nas w rejony Zachęty i Centrum Sztuki Współczesnej, co lokuje Akademie Sztuk Innych w samym środku artystycznego estebiliszmentu. Na koniec wieczoru Piotr Gajda zabrał młodych, ale już dojrzałych artystów do Piotrkowa, a stara gwardia poszła na piwo pod przewodem mistrza Świdzińskiego, który pił i palił pokazując, że służy to artystom.

Artluk nr 1/2006

powrót