

Bianka Rolando, prace w galerii Fundacji Pamoja, 2019. Fot. archiwum autorki
Malina Barcikowska
Bianka widzi białe i lusterka. Lusterka ma za wizje, ale kiedy ktoś mruga wprost do niej, staje się podejrzliwa. Wtedy, na przykład, szuka ciemni i wywołuje początek wiersza. Teksty przypominają re-wizje i osobiste kontrole. Autorka spodziewa się rozczytania, jakoś nawet o nie zabiega i prosi, większość możliwych ruchów interpretacyjnych jednak uprzedza: kładąc wszystkie karty na stół, szukając tego, co można „rozwalić”, otwierając trzecie oko artystki pozwalające jej w prawie każdym momencie na skuteczny wymyk. Przy współudziale Galerii Foksal i Biura Literackiego wyszedł kilka miesięcy temu tomik „Stelle” z wierszami i intuicyjnymi rysunkami Rolando, natomiast Fundacja Pamoja pod koniec października zaprezentowała trzy prace i dwie antyilustracje tekstowe autorstwa tej samej osoby – poetki i artystki sztuk wizualnych, w swojej siedzibie w Warszawie. Sama Rolando wprowadziła gości wystawy w teksty dla siebie ważne i źródłowe, bez których nie powstałaby ta intymna eskpozycja.
CZYM JEST POGŁOS?
Stopniowym zanikiem dźwięku i wycofywaniem się jego energii po ucichnięciu źródła. Gdyby zjawisko to przetransponować na potrzeby opisu teorii sztuki, może nie musielibyśmy mówić o falach, uchu, ciśnieniu akustycznym, ale o gasnącej inspiracji i podejmowaniu tematów, których czas, wydaje się, minął. Zjawisko odwrotne – dogłos to narastanie dźwięku w podobnych warunkach. Czasy surrealizmu, wiek XX, trudno uznać za wysycone lub do końca wybrzmiałe, mimo że Freud określił surrealistów jako bandę wariatów. Samej definicji, uniwersalnego motywu - snu, o który trzeba troszczyć się jak o dziecko, opadających powiek i budzenia daje Bianka Rolando kilkanaście. Tonem wykładu, w lekcjach udzielanych samej sobie przy pomocy kolejnych tekstów, wylicza: „w sny wpatrywać się to śmieszne, to jest chora nawigacja (powie Poliszynel w próbie dramaturgicznej budującej część tomiku). Prosto czy skręcić? Znałam dwie drogi, śniły mi się tyle razy, że mogłoby to się skończyć obłędem. ( …) Chciałam nazwać jakoś ten chwilowy postój, ale łatwiej było odwrócić cały świat (…). Czarna rama, w ręku chusta, w tym pakunku mogę być uwikłana w sznur-przysięgę, i senność niech znów przerzuci mnie w rodzinne strony (…). W nędznej absydzie powieki nie pojawiło się światło. Nie było dłoni kreślącej (sennych sygnałów kaganiec)”. Nawiązań do snu i jego ról w życiu podmiotu literackiego jest tak dużo, że czasem zapominamy o postawionym na głowie porządku, za który odpowiada artystka. Dla niej oczy to też wnęki, bywa, że pełne kamieni. Ta senność i kamień, kość ziemi, więcej uczy nas o istocie sztuki niż kolejne procedury: „żeby się znów przyśniło!” Hermetyczny z pozoru język i zapętlenia sensów prowadzą nas w rzeczywistość, która nie jest symbolem eskapizmu, chociaż zaprasza do schowania się w niej, czego spróbować może każdy. Nie wiem, jak to zrobiła autorka, ale nawet kiedy pisze: autobus, samolot, pociąg czy opisuje maszynę - jednorękiego bandytę, jako czytelnicy jesteśmy tak blisko zachwytów nad techniką, jakbyśmy wkraczali w XX wiek. A kiedy na swój warsztat bierze ruch np. poślizg, określa go jako pretekst do swobodnej i bezpośredniej rozmowy o charakterze poszukującym, osobistym, emocjonalnym i duchowym. Idziemy za nią, ile się da.
„Rol-A-Drop Twin Jack Pot” I “Preafatio solemnis” to dwa wiersze wykraczające poza ostatni tomik pt. „Stelle”.
ROL-A-DROP TWIN JACK POT
Dzwoneczek, halo, jaka jest podobna
do Rol- A-Top Bell (Bird of Paradise)
wygląda jak telefon, ale bez słuchawki
i też nie pogadasz z cytrynami w szkle
Dwie wiśnie, pięć centów, jeszcze lufka
silne szarpnięcie, wszystko podskakuje, hop
i mamy podwójny dzban na końcu rączki,
ale gość z baru nie pozwala zabrać skrzynki
- Możecie wziąć kasę, ale „junk” pozostaje
zawsze myślę o niej, jak o kimś prawie żywym
a jak potrafi zaskoczyć ta figlarna zołza
ani razu się nie zepsuło moje małe słonko!
Jednak skradłam i skryłam się za stodołą
zrzuciłam ją na kamień, wyzbierałam wszystko
by się przyśniło drzewo wiśni kwitnące
takie są procedury, żeby znów się przyśniło
W „Pamoi” tym dwóm utworom towarzyszą trzy obiekty lub to przede wszystkim one tworzą tę wystawę. Są to przypominające mechanizm zębaty nakręcanego zegarka tarcze, każda z dwunastoma nacięciami. Oświetlone starannie blachy dodatkowo noszą naniesione na siebie malunki przedstawiające ustawione w krąg postacie lub detale, dwie z trzech z tekstem pośrodku. Wyglądem przypominają mandale, jednak trudno poddać transformacji trawiony metal. Można nimi poruszać zgodnie ze wskazówkami zegara lub w przeciwną stronę. Czy jako mechanizmy czemuś służą? Może chwilowemu zatrzymaniu czasu i próbie pracy przeciw niemu. W tym także zamyka się tworzenie i niszczenie, jako rodzaj możliwej medytacji.
Dyskomfortem poezji formacyjnej tworzonej przez pisarkę – artystkę, jak sobie wyobrażam, może być niekoherentność wiedzy, którą jest zmuszona ze sobą konfrontować. Jako poetka Rolando pisze: „Leżałam w pokoju dziecięcym na swoim tanim piankowym materacu. (…) Przepuść, szczurze, literę źródła, żywe przepuść - szeptałam do siebie”.
W wizje Bianki szczerze wierzę, w loty bardziej niż w pogłos surrealizmu. I mam ją za jedną z najbardziej uduchowionych poetek współczesnych w Polsce. A dzieje się tak, dlatego że być może rozpoznałam jej dyskomfort.
ŁYŻWIARZ NIEBIESKI
„Przemieniono chodnik w welodrom. Jest tylko jeden zawodnik. Dlaczego więc biegnie tak szybko? Nie widać jego rąk i kierownica zastępuje pedały. Pędzi pod górę. Strach pomyśleć, że mógłby upaść i że mogłaby go przygnieść ciężarówka; ale na rogu ulicy lustro pochłania jego obracający się obraz. Jest uratowany.”
Tu tylko zewnętrzny obserwator może być pewien szczęśliwego rozwiązania. „Oczy dają złudzenie widzenia ruchu dokonującego się”- powiedział dawno Rodin. Jaki los spotyka zawodnika? Tak naprawdę nie wiadomo, pewne jest to, co przyciąga spojrzenie zatroskanego obserwatora sytuacji – lustro ustawione na rozwidleniu ulic dla bezpieczeństwa ruchu użytkowników dróg. Ten zewnętrzny obserwator może być gwarantem prawdy, świadkiem wydarzenia, którego wersja liczy się najbardziej – samo patrzenie wystarczy. Jeśli Rolando - w drugim wierszu z wystawy „Preafatio solenis” - pisze o wnękach oczu pełnych kamieni, to raczej nie taką sytuację ma na myśli. Antyilustracja, jak autorka nazwała tekst, mimo całego zachwytu poezją Pierr`a Reverdiego, opisuje czujność innego/na inny aspekt widzenia.
Cielesna obecność często pozostaje iluzją na poziomie wrażeń i nieustannie towarzyszy jej autorefleksja, która gromadzi wiedzę artystki. Jest odpowiedzialna – jak sama sztuka - także za szafowanie złudzeniami, przekazuje wiedzę o pozorach i udawaniu – nie tylko ruchu. Przez nią „żywe” nie przejdzie. Rewolucyjny wymiar surrealizmu pcha nas w realność wtedy, kiedy trzeba przyznać, że odpowiedzialność za złudzenia może być trudna. Pozwala na zwolnienie z tej odpowiedzialności, kiedy zaoferuje kryjówkę jak wystawę Rolando – choćby na jakiś czas. W ucieczce też może być coś czystego, jak i w przyglądaniu się wizjom.