kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Beata Ewa Białecka, „Gravida”, olej, 2014. Fot. M. Smolińska
Beata Ewa Białecka, „Hodigitria”, olej, haft koralikami, 2014. Fot. M. Smolińska
Beata Ewa Białecka, „Matrix”, olej, 2013. Fot. M. Smolińska
WYSZYWANIE POSTFEMINIZMU

Marta Smolińska

Malarstwo Beaty Ewy Białeckiej to wielowarstwowy i nasycony głęboką refleksją traktat o kobiecie i jej kondycji we współczesnej rzeczywistości. Artystka w całym swoim dorobku kreuje wizerunek kobiety w nieustannym dialogu zarówno z tradycyjną ikonografią chrześcijańską, stereotypowo dekretującą biblijną Ewę jako symbol grzechu, jak i z ikonosferą kultury popularnej czy światem reklamy. Białecka wnikliwie bada role płciowe, by w efekcie, w sobie tylko właściwy sposób, poddać je de(kon)strukcji i pokazać z nowej, nieoczywistej już perspektywy. Zaryzykowałabym więc tezę, że także malarstwo – i to tak silnie zakorzenione w tradycji jak dzieła Białeckiej – może wpisywać się w nurt tzw. sztuki krytycznej.

W moim odczuciu zaświadczają o tym nowe i najnowsze obrazy artystki prezentowane w ramach jej indywidualnej wystawy w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu, zatytułowanej Dzięki Bogu jestem kobietą / Thank God I'm a Women. Każdy z nich podaje bowiem w wątpliwość kulturowo zadekretowane kobiece role i stereotypy, sugerując, że kobieta może być samoświadoma, silna i pewna sobie zarówno jako matka i ciężarna, jak i jako dziewczynka, dziewica i bezdzietna. Białecka jako malarka postfeministyczna nie musi koncentrować się już na walce o podstawowe prawa, jak miało to miejsce w wypadku tzw. pierwszej fali feminizmu, lecz kieruje swoją uwagę na indywidualne wybory, uwarunkowania życia w kulturze konsumpcyjnej oraz na redefiniowanie pozycji kobiety, funkcjonującej w tradycyjnych rolach społecznych[1]. Dlatego dziewczynka z malutką dziewczynką na rękach i barankiem, symbolizującym ofiarę i zmartwychwstanie, na wzniesionej lewej dłoni może być określona jako Hodigitria, co z kolei nawiązuje do najstarszego i najbardziej rozpowszechnionego typu przedstawienia Madonny z Dzieciątkiem na ręku. Św. Anną Samotrzecią może być z kolei matka z dwiema córkami na kolanach. Białecka konsekwentnie feminizuje bowiem cały świat i nawet św. Sebastiana ukazuje jako delikatne dziewczątko o ciele nakłutym wieloma strzałami.

Od lat jestem zakochana w tych malarskich bluźnierstwach, które mają w sobie więcej empatii, ciepła i zrozumienia dla świata kobiet niż jakiekolwiek dogmaty i tradycyjna ikonografia. Gravida – brzemienna – kładzie dłonie na zaokrąglonym brzuchu i, opuściwszy powieki jakże podobne do oczu Madonn znanych z malarstwa włoskiego renesansu, próbuje wyczuć ruchy dziecka. Delikatnym ruchem obejmuje płód, który na obrazie Białeckiej nie tylko pozostaje widoczny, jak gdyby ciało ciężarnej było przejrzyste, lecz jest w szczególny sposób wyeksponowany: artystka wyhaftowała go na płótnie cielistymi kolorami, nadając mu rodzaj fascynującej cielesności, wołającej o dotyk. Czerwone róże wyszyte z kolei na dłoniach i stopach młodszej z córek św. Anny Samotrzeciej działają niczym pulsujące krwią stygmaty.

Haftowanie malarstwa to nowość w twórczości autorki Thank God I'm a Women, która nadaje mu zaskakujących walorów. Wyszywane elementy mają bowiem zupełnie inną optyczną naturę niż obszary pokryte farbą, wchodząc w dialog z tradycją haftu religijnego, Maryjnymi sukienkami nakładanymi na obrazy czy pełnymi przepychu szatami liturgicznymi. Asocjacje te w szczególny sposób uruchamia Hodigitria, gdzie zarówno sukienka niemowlęcia, jak i bluzka trzymającej je dziewczyny, zostały pokryte haftem z cekinów i koralików, utrzymanych w fioletowych (adwentowych?) odcieniach. Ikonografia chrześcijańska i aspekty oprawy liturgii są więc dla Białeckiej niewyczerpanym źródłem inspiracji, w którym zanurza się ona regularnie, by dokonywać ich twórczej redefinicji.

Ogromne wrażenie zrobiły na mnie także Mdłości i Matrix, których siła oddziaływania wiąże się z oryginalną redakcją motywu, proponowaną przez Białecką. Płótno Mdłości przedstawia klęczącą, pochyloną kobietę w bieliźnie, która wkłada palce lewej dłoni do ust, prowokując wymioty. Prawą z kolei przytrzymuje włosy, które zbiera na karku. Z pleców bohaterki obrazu „wyrastają” cztery taśmy-banderole z napisem „Lacrimosa dies illa”, a więc cytatem z Requiem, mszy żałobnej Wolfganga Amadeusza Mozarta. Na podłodze przed klęczącą, jakby w kałuży wody, znajduje się niewielka biała misa, w której stoi baranek. Kompozycja już na pierwszy rzut oka wydaje się więc wieloznaczna i osadzona w kilku kontekstach: wstępnej fazy ciąży, jakiej zazwyczaj towarzyszą poranne mdłości, ikonografii religijnej i słynnego utworu Mozarta, a także powieści Jean-Paul Sartre'a La Nausée z 1938 roku i kultury popularnej, w której gest wkładania palców do ust i sygnalizowanie mdłości wyrażają dezaprobatę – zdaje się, że tak właśnie reagowała tytułowa bohaterka popularnego amerykańskiego serialu Ally McBeal (a może Murphy Brown? Nie jestem najlepsza w serialach, lecz z pewnością można w tym wypadku mówić o pewnej kliszy kulturowej). Ścieżki interpretacyjne, ku którym kieruje mnie struktura obrazu, biegną więc zarazem przez obszar tzw. kultury wysokiej, jak i popularnej, zacierając oczywistość granic między tymi obydwoma sferami, tak pieczołowicie rozgraniczanymi od siebie w dobie modernizmu. Matrix, z łaciny rozumiany jako macierz, macica czy łono, to natomiast obraz ukazujący połączenie dwóch matek z ich córeczkami za pomocą pępowiny. Z ust kobiet wychodzą banderole z reklamowym sloganem „Connecting people”, co w kontekście zobrazowanej sceny nabiera symbolicznego wydźwięku i sugeruje, że jest to połączenie na całe życie, które trwa mimo przecięcia pępowiny. Moim zdaniem malarski świat Białeckiej jest paralelny do przesłania książki Agnieszki Graff Matka Feministka, w której autorka opisuje doświadczenie macierzyństwa wbrew radykalnej feministycznej perspektywie. 

Malarstwo Beaty Ewy Białeckiej, manieryczne w pozytywnym sensie tego słowa, wciąż podlega przemianom i przekracza kolejne horyzonty: zarówno pod względem przekazywanych treści, coraz bardziej wpisując się w nurt postfeministycznej sztuki krytycznej, jak i pod względem formy malarskiej, która ostatnio została uzupełniona przez haft. Beata Ewa Białecka: Dzięki Bogu jestem kobietą / Thank God I'm a Woman, Galeria Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu, 12.09–31.10.2014

Artluk 3-4/2014

 


[1]I. Kowalczyk, Od feministycznych interwencji do postfeminizmu, [w:] tejże, Matki-Polki, Chłopcy i Cyborgi… Sztuka i feminizm w Polsce, Poznań 2010, s. 11-20.

powrót