kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

A K Dolven, „Between the morning and the handbag”, film still from 35 mm film, 2002. Courtesy of carlier | gebauer, Berlin and Wilkinson Gallery, London
MUNCH BYŁA KOBIETĄ

Agata Miatkowska

Sztuka norweska. Dwa słowa, które wywołują natychmiastowe skojarzenie. Ależ oczywiście – Edvard Munch. Patrząc na pozanorweskie opracowania norweskiej sztuki można by pomyśleć, że to synonimy. Trzeba się bardzo postarać, aby dostrzec, że nie był on jedynym twórcą na przestrzeni dziejów, działającym w krainie fiordów.

Pospolity obraz Norwega, jaki wytworzył się w zbiorowym umyśle, sporo zawdzięcza wspomnianemu Munchowi. Oto mamy norweskiego artystę – koniecznie mężczyznę, dręczonego przez demoniczne kobiety (jak Dagny Juell), zmuszonego walczyć o te ostatnie i oczywiście przegrywającego. Nie wolno zapominać o dręczącej go melancholii, walce z własnymi, prywatnymi demonami i wszechogarniającą ciemnością.

A przecież jest to obraz bardzo mocno zniekształcony. Norweska sztuka niemało czerpie z tradycji, niemniej jednak pojawiają się nowe nazwiska. Jest wśród nich między innymi A K Dolven. To artystka, która nie należy wprawdzie do najmłodszego pokolenia artystycznego Norwegii, z całą pewnością jednak stara się swoją twórczością odpowiedzieć na pytanie, co to właściwie znaczy być twórczynią norweską. I nie ma większego znaczenia fakt, że Dolven tworzy i wystawia w Londynie. Norwegia w niej tkwi, a ona wcale nie stara się jej pozbyć.

A K Dolven urodziła się w 1953 roku w Oslo. Jej prace znajdują się w posiadaniu wielu światowych kolekcji, jest laureatką licznych prestiżowych nagród. Początki jej działalności artystycznej to malarstwo figuratywne, a jednak w latach osiemdziesiątych zaczęła się mocno zbliżać ku malarstwu niefiguratywnemu. W latach dziewięćdziesiątych coraz bardziej zainteresowała się sztuką wideo i fotografią. Tym mediom wierna jest do tej pory. Obecnie mieszka w Londynie i na Lofotach, wyspach położonych u północno-zachodniego wybrzeża Norwegii. W artystycznym środowisku kraju swego urodzenia cieszy się wielką renomą. Ale nie tylko tam. Mimo niezbyt wielkiego zainteresowania świata sztuką Norwegów, A K Dolven jest zauważana. Kiedy w 2004 roku warszawska Galeria Zachęta organizowała wystawę poświęconą sztuce norweskiej ostatniej dekady, to właśnie jedna z prac Dolven (omawiany zresztą w niniejszym tekście „Portret z papierosem”) posłużyła za ilustrację na zaproszeniu na wernisaż. Stała się niejako symbolem tej najnowszej norweskiej sztuki.

Jedna z najsłynniejszych prac A K Dolven to element cyklu prac wideo bezpośrednio nawiązujący do serii obrazów Edvarda Muncha. „Portret z papierosem” pokazuje młodą, palącą papierosa kobietę, wpatrującą się bez emocji w widza. Kobieta jest nieruchoma. Jedyny ruch to ulatujący w górę dym z papierosa oraz… ruch lewej ręki, która co jakiś czas nagle pojawia się w polu widzenie i uruchamia pilotem sygnał muzyczny. Skojarzenia z pochodzącym z 1895 roku „Autoportretem z papierosem” Muncha są nieuniknione. Występuje jednak szereg różnic. Wiecznemu bezruchowi dziewiętnastowiecznego autoportretu przeciwstawiono jedynie pozorny brak ruchu na instalacji z roku 2000. Ruch ręki z pilotem jest gwałtowny, jasna dłoń na ciemnym tle pojawia się „znikąd”, zaburzając spokój i równowagę. Współczesność, aktywność, technika wkraczają co chwilę w przywołany na moment obraz z poprzedniego stulecia i nie dają o sobie zapomnieć. Kiedyś artyści wierzyli, że ich prace będą wieczne i niezmienne – teraz młoda kobieta co chwila włącza muzykę i tym samym niszczy bezruch dzieła – a z nim „czas trwania” obrazu. Staje się on raczej serią wielu portretów niż jednym, niezmiennym dziełem. Owa powtarzalność może stać się przyczynkiem do dyskusji nad wyjątkowością uznanych w historyczno-sztucznym kanonie prac.

Tym jednak, co zwraca uwagę widza natychmiast, jest oczywiście kwestia płci portretowanej postaci. A K Dolven stawia siebie niejako w miejscu norweskiej gwiazdy pierwszej wielkości, gwiazdy-legendy. Dotyka tym samym dość ciekawego problemu, a mianowicie kwestii budowania swojej pozycji w kanonie artystycznym Norwegii poprzez określanie się względem najsłynniejszego twórcy z tej części świata. Bycie norweskim artystą oznacza bowiem automatycznie zmierzenie się z mitem. A K Dolven nie ucieka przed skojarzeniem swej twórczości z działalnością słynnego poprzednika. Sama świadomie prowokuje takie porównania. Ale nie poprzestaje na tym. Szuka dla siebie miejsca i w innych epokach.

Sztuka norweska to przecież nie tylko znany na świecie Munch, ale i budzący zdecydowanie mniej zainteresowania za granicą norweski romantyzm. Fakt, że zagranica może i nie jest zbyt ciekawa norweskiej sztuki romantycznej, nie przeszkadza samym Norwegom, którzy uważają ją za jeden z najistotniejszych elementów walki o własną narodową tożsamość. Norweski romantyzm to, mówiąc skrótowo, północny pejzaż i ludzkie postacie w ten charakterystyczny krajobraz wpisane.

Warto spojrzeć przy tej okazji na inną pracę A K Dolven: „Between the Morning and the Handbag” z roku 2008. Ta niespełna pięciominutowa instalacja wideo przedstawia nagą kobietę siedzącą plecami do widza, całkowicie łysą, wpatrującą się w lustro wody stanowiące tło dla jej postaci. Jedynym odrębnym akcentem jest leżąca obok złota damska torebka – element pochodzący z innego świata. Kobieta nie ma włosów, uznawanych wszak za atrybut kobiecości. Ale ma coś innego, ma torebkę – przedmiot materialny, który się jednak bezpośrednio z kobiecością kojarzy. Na przestrzeni stuleci kobiety tracą pewne atrybuty, zyskują nowe, wszystko jest zmienne, płynne – nieprzypadkowo w obrębie pracy tak istotna jest woda…

Ale ta praca odwołuje się także do ważnych dzieł znanych z historii sztuki. Romantyzm przyszedł do Norwegii z Niemiec. W postaci obróconej do widza plecami przywołany został Caspar David Friedrich i jego pejzaże. Nie jest to zresztą pierwszy raz, gdy norweski twórca przedstawia wpatrzoną w pejzaż postać odwróconą tyłem, podobnego zabiegu używał i Torbjørn Rødland. Tutaj jednak odwołania do romantyzmu wcale się nie kończą na tym tylko jednym zabiegu. Instalacja przedstawia proces rozlewania się światła dziennego po powierzchni wody. A zatem natura, a więc i typowo norweskie akcentowanie roli światła jako opozycji do jakże często panujących tu ciemności. Jest też torebka – element świata ludzkiego, kultury rozumianej jako przeciwieństwo natury. Warto mieć przy tym na uwadze fakt, że opozycja kultura / natura to jeden z najważniejszych tematów podejmowanych przez sztukę norweską na przestrzeni lat.

Wszystkie te kwestie pomagają postawić sobie pytanie: co to właściwie znaczy być norweską artystką? W przypadku A K Dolven to nieustanne zmaganie przeszłości z teraźniejszością. Nie na darmo ulubione medium artystki to sztuka wideo. A K Dolven wciąż na nowo odczytuje tradycję, zestawia widza ze swoimi pracami, aby sam szukał odniesień i inspiracji, których jednak ona bynajmniej nie ukrywa. Zestawia stare tematy z nowszymi środkami wyrazu i obserwuje, jak dodanie ruchu zmienić może wydźwięk danej kwestii. I nigdy nie odżegnuje się od tradycji, z której jako artystka norweska się wywodzi. Ciekawa jest myśl, że do reinterpretacji tego, co było, doszła już jako twórczyni dojrzała. Tworzyła dzieła niefiguratywne, a dopiero jako postać w norweskim świecie artystycznym niezwykle szanowana, pozwoliła sobie na powrót do źródeł.

Jest jednak Dolven także norweską artystką-kobietą. Dlatego odczytuje tradycje również i poprzez pryzmat płci. Czym jest zastąpienie Edvarda Muncha młodą kobietą w nowej wersji znanego portretu? To wyraz pewnej zmiany w postrzeganiu świata. Kobieta może zająć miejsce mistrza i zrobić to spokojnie, z pewnością siebie, wręcz obojętnie. Szybki ruch ręki, którym włącza muzykę, a przez to wpływa na dzieło sztuki, podkreśla jednak jej aktywność, zrozumienie swojej roli w świecie, który ją otacza i chęć własnego jej definiowania. Mówimy przecież o znanej z równouprawnienia Skandynawii. Stawiając postać kobiecą w miejscu najsłynniejszego twórcy Norwegii Dolven z jednej strony prezentuje swoją osobę jako godną kontynuatorkę tradycji norweskiej sztuki, a z drugiej jako zapowiedź całkowicie nowego tej tradycji odczytania. Nie ucieka przed pytaniem, co to znaczy pochodzić z Norwegii. Kraj pochodzenia staje się dla niej jednym z najistotniejszych punktów odniesienia. Przy tym wszystkim jednak widać, że konfrontacji starego i nowego nie traktuje ze śmiertelną powagą. Znajduje tu także miejsce na ironię, lekkość, a nawet poczucie humoru.

Artluk 2/2011

powrót