kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Izabela Chamczyk, „Kochać, dzieci rodzić”, fotografia. Fot. Epipactis. Archiwum I. Chamczyk
Izabela Chamczyk, „Kochać, dzieci rodzić”, fotografia. Fot. Epipactis. Archiwum I. Chamczyk
Izabela Chamczyk, „Kochać, dzieci rodzić”, fotografia. Fot. Epipactis. Archiwum I. Chamczyk
UROCK MACIERZYŃSTWA

Marta Smolińska-Byczuk

Cykl zdjęć Izabelli Chamczyk „Kochać, dzieci rodzić” ma w sobie barokowe rozpasanie i rodzaj ekstatyczności znamiennej dla XVII-wiecznej ikonografii. Nietypowe ujęcia, odważne skróty, zmiany perspektywy oraz efekty podkreślające dynamikę kadrów zdają się nawiązywać do repertuaru sztuki barokowej. Podobną genezą mogą legitymować się drapowania szat, emfatyczne gesty, wymowne spojrzenia, wywrócone ku górze oczy czy finezyjnie wyginająca się kobieca sylwetka. Fotografie oparte są na zdecydowanym kontraście pomiędzy stertą lalek a ciałem karmiącej kobiety, które staje się ośrodkiem akcji. Papiloty na włosach, długie i pomalowane rzęsy, uszminkowane usta, perły na szyi, czasem papieros, a do tego dziwaczna ni to sukienka, ni to fartuch składają się na wizerunek, w którym mieszają się aspekty eleganckiej kobiecości oraz domowego „rozmemłania” i jakiegoś niechlujstwa. Image karmiącej jest w stanie przejściowym – albo po imprezie, albo przed imprezą, a może czynność karmienia mieści się w owym czasie pomiędzy imprezami. Lalek-dzieci jest wiele, wszystkie czekają, kłębią się w kolejce do piersi, piętrzą się w kadrach, przytłaczając i osaczając kobietę. Są brudne, niektóre porozrywane, noszą ślady jakiejś przemocy, destrukcji, a jednocześnie epatują dziecięcą bezradnością i ufnie zamykają oczy, jakby śpiąc. Ich ułożenie w osobliwe sterty wywołuje skojarzenia z ekspozycjami przedmiotów odebranych ofiarom Holocaustu w Auschwitz – lalki bezwolnie i pokornie spoczywają jedne na drugich, przygniatają się wzajemnie i zdają się być przytłaczającym świadectwem jakiejś traumy. Niby czekają w kolejce do piersi matki, ale sprawiają wrażenie martwych, odrętwiałych, bez czucia. Ich rączki, nóżki, nagie brzuszki i głowy o kudłatych, sztucznych włosach wysuwają się tu i ówdzie z pryzm plastikowych ciałek, budząc przerażenie i dziwaczną fascynację. Można je porównać do potępionych, skumulowanych w pełne cierpienia grupy w barokowym malarstwie ukazującym Sąd Ostateczny. Są jak w transie, żyją i nie żyją jednocześnie – czasem spośród kłębowiska ku widzowi  świdrująco spogląda jakieś otwarte oko, którego nie sposób zlekceważyć. Groza narasta. Z drugiej strony jednak silnie wyczuwalny jest także aspekt groteski, kpiny, ironicznego dystansu, jakiegoś barockowego roztańczenia. Liczne sploty znaczeń kreowane są w świetnie zaplanowanej warstwie wizualnej fotografii, w których dziecko-lalka może być postrzegane także w kategoriach zabawki, a macierzyństwo jawi się wówczas jako rodzaj zabawy, której nie trzeba, a może nawet nie można brać na poważnie…

Karmiąca matka – niczym Madonna – góruje nad lalkami, ale nie daje im miłości i opieki – zdaje się jedynie spełniać swój obowiązek. Macierzyństwo jest brzemieniem, a nie radością – dzieci rodzi się hurtem, ale hurtem nie da się ich kochać. Pierś jest tylko jedna, zaś usta, które pragną się do niej przyssać można liczyć w dziesiątkach. W tradycji malarstwa nowożytnego ikonografia karmiącej Madonny ewokuje spokój, tkliwość i harmonię, streszczające w sobie silną więź między matką a dzieckiem. W cyklu fotografii Chamczyk nie ma autentycznej więzi między karmiącą a potomstwem, a na miejsce czułości i intymności wchodzi narcyzm i mentalne nieprzygotowanie młodziutkiej kobiety, której macierzyństwo po prostu się przydarzyło. Pełna sztuczności ekstaza ma sobie coś głęboko poruszającego, bo opowiada o uwikłaniu w nieadekwatną do marzeń życiową sytuację oraz wskazuje na przytłoczenie ilością dzieci i ich „żarłocznością”. Mentalny kontekst „Kochać, dzieci rodzić” stanowią nieustannie prowadzone obecnie debaty o macierzyństwie, środkach antykoncepcyjnych, prawie do aborcji i postulatach posiadania jak największej ilości dzieci formułowanych zarówno w kontekście katolicyzmu, jak i praw gospodarki i starzenia się społeczeństw. Dzieci trzeba mieć i trzeba je kochać, dużo dzieci to automatycznie dużo miłości – tylko, że ten „automat” gdzieś się zacina i łatwo dochodzi do patologii. Matka na jednym z ujęć ma podbite oko – na relację kobiety i dzieci-lalek pada więc cień nieobecnego ojca. Niby go nie ma, kobieta musi radzić sobie sama i być zdana tylko na siebie, ale widać ślad przemocy, niezbite świadectwo jego udziału w rodzinnych relacjach.

Chamczyk de(kon)struuje więc stereotypy i poprzez nawiązanie do ikonografii dawnego malarstwa tworzy nowy barock. Oko widza, przyzwyczajone do usankcjonowanych tradycją przedstawień Madonny i macierzyństwa, stopniowo w fotografiach z cyklu „Kochać, dzieci rodzić” odkrywa odstępstwa od ustanowionych wzorców i kulturowych matryc, co z kolei pozwala patrzącemu uzmysłowić sobie subwersywną grę, jaka zostaje przez artystkę zaaranżowana.

Artluk 1/210

powrót