ZAGADKA ANDROGINÓW
Joanna Pokorna-Pietras
Truizmem jest pisanie, że słowa „natura”, „ziemia”, „księżyc” ( jeżeli chodzi o słowo „księżyc” w języku polskim jest inaczej) są rodzaju żeńskiego i uwarunkowane jest to ich historycznym pochodzeniem, wynikiem doświadczeń człowieka w pradziejach, gdy świat miał bardziej kobiece oblicze, a zwał się ten czas matriarchatem. Twierdzi się, że dominacja kobiety w życiu archaicznych społeczeństw trwała wielokrotnie dłużej niż następny, zdominowany przez mężczyzn patriarchat. Dlatego też tak liczne elementy w znakach, symbolach, zachowaniach, rytuałach, w religii i sztuce dzisiejszych lat nadal przeniknięte są tamtymi tajemniczymi, wręcz magicznymi czasami. Bo czym jest najważniejsze chrześcijańskie święto upamiętniające śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa? Niczym innym niż kontynuacją pradawnych wierzeń, zamierzchłych rytuałów z czasów, gdy składano w ofierze boga lub króla-małżonka, by ten zmartwychwstał w postaci rodzącej się na nowo po zimowej przerwie przyrody i tym samym zapewniał pomyślne plony. Owe matriarchalne rytuały zachowały się jeszcze w starogreckich kultach. Minojska Wielka Bogini miała obok siebie boga roku. Bóg ten corocznie umierał (względnie był zabijany przez Boginię) i wciąż się odradzał, a obrzędy związane z tym kultem stały się później zalążkiem i treścią wielu mitów greckich[1]. Pradawne rytuały, często okrutne i wymagające krwawych ofiar, wyznaczały miejsce mężczyzny w świecie, jego rolę i „przeznaczenie”. Bogini księżyca Artemida – dziewica ze srebrnym łukiem, który stanowił symbol nowiu – była czczona także jako nimfa, ale utożsamiano ją również z kreteńską Panią Dzikich Stworzeń, najwyższą widocznie boginię-nimfę archaicznych społeczeństw totemicznych. Zaskoczył ją w kąpieli mityczny bohater Akteon, święty król przedhelleńskiego kultu jelenia, rozszarpywany pod koniec swego panowania, w połowie świętego roku. Jeszcze w I wieku n.e. co pewien czas na arkadyjskiej górze Likajon ścigano i zabijano mężczyznę przebranego w skórę jelenia[2]. Nie jest rzeczą przypadku, że czas najważniejszego chrześcijańskiego święta, tj. Wielkanocy ustalany jest według kalendarza księżycowego, którego geneza sięga okresu, gdy księżyc czczono jako kobietę, łącząc jego fazy z cyklem menstruacyjnym. Chrześcijaństwo przejęło obliczanie tej daty według faz księżyca poprzez tradycję plemion semickich[3], które dla swych celów kultury pasterko-koczowniczej zmodyfikowały ów rytuał do ofiary z baranka, później utożsamianego ze świętem Paschy.
Wiele z tych prastarych rytuałów ma też kontynuację (może nie tak dosłowną i prostą) w dzisiejszej sztuce – przede wszystkim w sztuce kobiet. Chodzi tu o twórczość poruszającą problemy płci. Znaczącym jest fakt, iż kobiety podejmujące temat związany z płciowością robią to w zupełnie inny sposób niż mężczyźni. Bardziej majestatycznie, poważnie, wręcz z magicznym przesłaniem – w przeciwieństwie do rubasznego i ironicznego męskiego punktu widzenia. Może dlatego sztuka artystek zajmujących się swoją tożsamością seksualną jest mniej racjonalna, ale za to porusza nasze myślenie archetypiczne – wchodzi w głąb psychiki, poza granice logicznego poznania.
Natura wytworzyła system binarny w przedłużaniu istnienia gatunków. Ma to fundamentalne znaczenie dla rozwoju istot żywych. Jest on wręcz doskonały w przenoszeniu materiału genetycznego, co zwiększa zdolność do adaptacji i umożliwia ekspansję w różnorodne środowiska. Dla człowieka ma też skutki psychiczne i społeczne. Konsekwencją podziału na dwie płci jest istnienie seksualności. Platon, by wytłumaczyć naturalną dążność do zespolenia duchowego i cielesnego z drugim człowiekiem, odwołał się do mitu o pierwotnej jedności mężczyzny i kobiety jako jednej istoty: „Pierwotnie ludzie mieli być dwupłciowi (androginy) i dopiero później bogowie – z winy ludzi lub z powodu własnej zazdrości – przepołowili ich, wskutek czego powstali ludzie jednopłciowi. Połówki te mogły być heteroseksualne, jak i homoseksualne (choć Platon uznawał homoseksualizm za wrodzoną, swego rodzaju „trzecią płeć”). I to wyjaśnia wzajemne dążenie ludzi do zespolenia duchowego i cielesnego, gdyż tylko spółkowanie może przejściowo odtworzyć utraconą jedność – i to jedynie wówczas, gdy odnajdzie się właściwą »swoją« połowę. Mit o androginach stanowił próbę rozwiązania problemu różnicy płci, której konsekwencją m.in. jest to, że każdy człowiek, mężczyzna lub kobieta, odczuwa, że część – a nawet połowa – sumy doświadczeń ludzkich jest dla niego na zawsze niedostępna” [4].
Ale historia została zdominowana przez inne legendy o powstaniu rodzaju ludzkiego, w których kobieta stała się istotą wtórną w stosunku do mężczyzny. Mit o stworzeniu przez Hefajstosa pierwszej kobiety Pandory[5] czy biblijne stworzenie Ewy z żebra Adama sankcjonowały powstanie seksizmu – przekonania o wyższej wartości płci męskiej.
Dla oglądu rzeczywistości poprzez sztukę zdaje się być bardzo ważne podwójne widzenie – z punktu kobiety, ale też mężczyzny i dopełnione percepcją „trzeciej płci”. Dopiero wówczas mamy szansę uniknąć obrazu jednostronnego, rejestrowanego jakby okiem cyklopa. Ukazuje się nam wtedy prawdziwe odbicie świata – pełniejsze i bardziej przestrzenne. Czyżby to właśnie w sztuce sprawdzał się mit o androginach?
[1] M. Untersteiner, La fisiologia del mito, Turyn 1946, s. 125..
[2] Plutarch, Problemy greckie, Wilno, 1935, s. 56.
[3] F. Cumont, Les religions orientales dans le poganisme romain, Paris 1929.
[4] K. Imieliński, Seksiatria, tom 1, Warszawa1990, s. 54.
[5] P. Grimal, Dictionnaire de la mythologie grecque et romaine, Paris 1963.