kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Jacek Ponton Jankowski, „Rewolucja Krasnali”, plakat dla Pomarańczowej Alternatywy, 1989. Fot. archiwum J. Pantona Jankowskiego
Paweł Łubowski „Krasnal XXXV”, olej, 1982, „Transplantacje – Ribera”, olej, 1988. Fot. archiwum autora
Wspólna akcja Waldemara Majora Fydrycha z Pomarańczowej Alternatywy i grupy „The Krasnals”, Wrocław, 2012. Fot. archiwum grupy „The Krasnals”
POLOKOKTOWCY

Joanna Pokorna-Pietras

W Europie, a może i na świecie (tego nie wiem), można było co pewien czas obserwować nasilenie przedziwnych zjawisk z pogranicza życia, sztuki i bajki. Zjawiska te nie miały nigdy charakteru ciągłego, lecz  nasilały się raz po raz, w różnych miejscach.

I tak narodziny ruchu nazwanego Frontem Wyzwolenia Krasnali Ogrodowych[1] (fr. Front de libération des nains de jardin), powstałego we Francji w 1996 r., poprzedził wzmożony popyt na krasnale w Polsce, zwłaszcza przy zachodniej granicy z Niemcami. Czy te dwa fakty są ze sobą powiązane – trudno udowodnić. Na pewno działania Partii Krasnoludków[2], powstałej w Amsterdamie w roku 1969, odbiły się echem w wielu środowiskach młodych aktywistów ruchu anarchistycznego, również tych w Polsce w latach 80.

Nie chce tu powracać do zamierzchłej przeszłości, w której ponoć poganie zakopywali na progach domostw swoje zmarłe dzieci. Stąd też w wierzeniach i baśniach do dziś istnieją gnomy, krasnale i inne stwory zamieszkujące obejścia domowe, a ich zadaniem jest – na przemian – pomaganie i psocenie. I takie one są: na pewno inne niż przedstawione w baśni Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków braci Grimm – dobroduszne, ale nie uległe władzy. W Polsce zawsze odgrywały pozytywną rolę – broniły uciśnionych i sprawiały kłopoty prominentom.

Wszyscy znają film Janusza Machulskiego Kingsajz. To film rozrywkowy z końca lat 80. – może nie z górnej półki arcydzieł kinematografii polskiej, ale odbijający jak w zwierciadle naszą mentalność w latach epoki realnego socjalizmu. Bo kim właściwie byliśmy? Nałogowymi polokoktowcami. Każdy z nas marzył, żeby być w Kingsajzie. Jednym to się udawało, innym nie. Sprawa stawała się bardziej skomplikowana, jeżeli chodzi o ludzi sztuki. Tu było trudniej dostać się w wymarzoną krainę wielkiego formatu. Przyczyn było wiele: cenzura, brak kontaktu z wiodącą sztuką zachodnią, stan wojenny, ale przede wszystkim ograniczony dostęp do reglamentowanej kartkami polokokty. Władze zapewniały substytut w postaci innych napojów, ale miały się one jak sacharyna do cukru – smakowały ohydnie i wcale nie krzepiły. Można zadać pytanie, czy sytuacja się poprawiła? Chyba nie, bo nadal jak grasowały krasnale, tak grasują. Dlatego chciałabym, w imię starej zasady „Krasnale wszystkich czasów łączcie się”, porównać generację sprzed przeszło 30 lat z tą dzisiejszą.

Dziwnym trafem krasnale grasują przede wszystkim w rejonie starego zaboru niemieckiego. Wrocław i Poznań stały się głównymi ośrodkami ich działalności – historycznie i współcześnie. Na wschód od linii Konin – Kalisz – Wieluń są mniej popularne, a w Warszawie odnoszą się do nich wręcz z nieuzasadnionym obrzydzeniem. Polowanie i nagonki na krasnali stały się ulubioną rozrywką takich wybitnych krytyków, jak Marcin Krasny (uwaga! – nazwisko może mylić) czy Łukasz Gorczyca. Wśród krasnali chodzą słuchy, że przed spaniem pod swoimi łóżkami kładą pułapki na myszy, by jakiś krasnal w czasie snu nie wsunął im się pod kołdrę. Jedynie w Łodzi zanotowano w początku lat 80. bardzo duże spożycie polokokty w ramach tzw. Kultury Zrzuty, ale ponoć to nie były krasnale, a polokokta była nie najlepszej jakości.

Dlatego też warto by się przyjrzeć bliżej historii i czasom dzisiejszego krasnoludztwa na ziemiach odzyskanych po II wojnie światowej, gdzie napływowa ludność ze wschodnich rubieży II Rzeczypospolitej zasymilowała się z porzuconymi w ogródkach przez uciekających Niemców krasnalami. Te połączenie dwóch odległych kultur dało w efekcie coś na miarę hellenistycznej rzeźby – wysyp krasnali w latach 80. Tak było we Wrocławiu. Natomiast w Poznaniu, ze względu na niechęć autochtonicznej ludności polskiej do obcego kulturowo zaboru niemieckiego, rozwój krasnoludztwa odbywał się w sposób mniej dynamiczny, ale za to bardziej tajemniczy. Tu postacią kluczową stał się Paweł Łubowski, który od początku stanu wojennego portretował w ukryciu swoich ulubieńców (oficjalny ich pokaz odbył się w galerii ON[3] w Poznaniu dopiero po odwołaniu stanu wojennego w 1983 r.). Były to przeważnie obrazy w stylu fotorealistycznym, ale również naśladujące technikę ścierkową. Łubowski zakończył ten cykl w 1983 r., nie zarzucając jednak tematyki. Rozpoczął cykl Transplantacje, w którym postacie z dzieł klasyki malarstwa europejskiego zmieniał w porcelanowe krasnale, tworząc symulacje nieistniejącej rzeczywistości – połączenia sztuki muzealnej z popartowska estetyką. Ten pierwszy poznański epizod z krasnalami miał bardziej „salonowy” charakter  w przeciwieństwie do wrocławskiego, gdy na murach miasta pojawiały się też krasnale, ale innego chowu. Wyrosły one z buntu i myśli społecznej bliskiej ideologii Ruchu Provo[4] i Partii Krasnoludków z Holandii. Choć często porównuje się Pomarańczową Alternatywę do holenderskich poprzedników, to wypracowała sobie ona inny, specyficzny dla polskiej mentalności wymiar – stworzyła rasę rodzimych krasnali wyrosłych z naszej ziemi i naszej historii. Waldemar Major Fydrych (Komendant Twierdzy Wrocław) rozpoczął podobno krucjatę krasnali już w stanie wojennym, lecz działalność Pomarańczowej Alternatywy osiągnęła apogeum dopiero w drugiej połowie lat 80. rozlewając się na cały kraj i nie tylko. Wtedy to krasnale opanowały ściany i ulice Łodzi, Warszawy, a nawet Lublina, co można było uznać za ich duży sukces.

„Drang nach Osten”, czyli „parcie na wschód”, kontynuowane jest przez nie i współcześnie. Następne pokolenie krasnali przypuściło atak w tym kierunku innymi, bardziej wyrafinowanymi środkami. Już nie farba, pędzel, szablon i olbrzymi zapał, a nowy epokowy wynalazek – Internet – stał się narzędziem ich walki. Podobne cele przyświecają jednym i drugim. Jak zawsze: pomóc, ale i napsocić. Zabawa w politykę poprzez żarty z układów i władzy. Parodia, pastisz i groteska to podstawowe narzędzia krasnali. Grupa The Krasnals buszuje w sieci już od kilku lat z wielkim sukcesem ewolucyjnym. Świadczy to, że i prastare krasnale umieją przystosować się do nowej cyfrowej rzeczywistości. Nie tylko opanowały papierowe kartki ksiąg z bajkami, ogródki przydomowe, mury i ulice, ale i ekrany naszych monitorów. Cieszy też fakt, że najmłodsze z krasnali nie zrezygnowały z tradycyjnych form walki. Nadal malują obrazy i rozrabiają, nie dając się złapać. I jak dawniej nie można ich okiełznać. Ostatnio próbowali to zrobić prawicowi aktywiści wykorzystując krasnoludki jako oręż w walce z przeciwnikami politycznymi i nie udało się. Jak na kumotry przystało – nabroili i przysporzyli kłopotów tym, którzy ufali za bardzo w swoją przebiegłość. Brawo, krasnale. Tak trzymać. Nie da się przechytrzyć krasnali. Ostatnia akcja z Bitwą pod Grunwaldem świadczy o tym, że prawdziwi artyści zajmują się przede wszystkim sztuką, a nie polityką. Grupa The Krasnals musiała to przypomnieć.

Czy w obecnych czasach wzrosło spożycie polokoty? Co z tymi, co już dość się jej napili? Robią kariery i dostali się w wielki wymiar. O tym mogą świadczyć sukcesy naszym pobratymców – artystów i kuratorów, którzy wkroczyli w wielki świat sztuki. Sama jestem ciekawa, ile trzeba napić się polokoty, by zostać kuratorem Documenta w Kassel? Już nie są nam obce międzynarodowe kariery. Nasuwa się jednak refleksja: czy w demokracji wszyscy powinni dostać się w wielki wymiar? Ale wtedy zabraknie krasnali i to będzie ze szkodą dla sztuki.

 


[1]. Front Wyzwolenia Krasnali Ogrodowych – francuska organizacja, której celem  jest „przywrócenie krasnali ogrodowych ich naturalnemu środowisku – lasom”. Jej początki sięgają roku 1996, kiedy to grupa aktywistów dokonała pierwszych kradzieży ogrodowych krasnali z przydomowych ogródków i wywiozła je do lasu. Ruch  zyskał sporą popularność również w innych krajach; przez kilka lat aktywnie działał jego włoski odpowiednik.(za Wikipedią).

[2]. Partia Krasnoludków – anarchistyczny ruch społeczno-artystyczny. Powstał w Amsterdamie w roku 1969 jako kontynuacja ruchu Provo. W lutym 1971 r. powołał do życia Wolne Państwo Pomarańczowe, które miało być alternatywą dla systemu kapitalistycznego. Najbardziej znanymi aktywistami Partii Krasnoludków byli Roel van Duijn i Robert Jasper Grootveld. Historia partii została opisana w książce Coen Tasman Louter kabouter, kroniek van een beweging (za Wikipedią).

[3]. Galeria ON w Poznaniu należała do jednej z nielicznych „dobrych” galerii, których nie obejmował bojkot środowiska artystycznego. Ta nieistniejąca już instytucja powstała w 1978 r. i w okresie od powstania Solidarności do czasów po stanie wojennych skupiała artystów o poglądach będących w opozycji do panującego w tym czasie systemu totalitarnego.

[4]. Provosi (Ruch Provo, Provotariat) – ruch kontrkulturowy, aktywny w Holandii w latach 1965-1967. Jego założycielem był Roel van Duijn, student filozofii zafascynowany anarchizmem, ideami Nowej Lewicy spod znaku Herberta Marcusego i artystycznymi dokonaniami dadaistów. Ruch nabrał dynamiki w maju 1965 r., gdy przystąpił do niego uliczny artysta Robert Jasper Grootveld, znany malarz i autor licznych happeningów, aktywista występujący przeciw koncernom tytoniowym (za Wikipedią).

powrót