kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy
BEZ REWELACJI

Piotr Wełmiński

Trudno wybrać najciekawsze wystawy proponowane przez galerie w 2017 roku. Nie z nadmiaru propozycji, ale z małej ich ilości i niskiej jakości. Najważniejsze instytucje wystawiennicze nie zaimponowały w minionym roku rozmachem, a spektakularnych wystaw po prostu nie było. Czy to brak funduszy czy strach przed oceną urzędników i polityków? Gdzie te czasy, gdy „kotłowało się” po wystawach Maurizio Cattelana  w CSW Zamku Ujazdowskim czy Kazimierza Piotrowskiego w CSW w Toruniu? Czy już bezpowrotnie minęły? A może zaczęły obowiązywać standardy przetrwania? Jak historia nas uczy, jedni robią to w sposób bardziej sprytny, inny sobie nie radzą. Można zaobserwować wręcz paraliż wielu niegdyś „odważnych” kuratorów i dyrektorów instytucji publicznych. Kuriozalna jest sytuacja w Zamku Ujazdowskim proponującym program słaby i nieciekawy, co przekłada się na pustki w salach wystawowych tej instytucji. Nawet próba dopasowania się do wytyczonego przez „dobrą zmianę” kursu w polityce kulturalnej wypadła żenująco słabo. Chodzi o wystawę Późna polskość. Formy narodowej tożsamości po 1989 roku”, której kuratorami byli Ewa Gorządek i Stach Szabłowski.

Bardziej inteligentnie radzi sobie w nowych uwarunkowaniach Narodowa Galeria Sztuki Zachęta. Do niedawna w polskiej sztuce panował swoisty turpizm. Czym coś było bardziej ohydne, tym było lepsze, bo podobno przekazywało ważne dla nas treści. Wystawa „CLFN” Tomasza Saciłowskiego temu zaprzecza. Widzimy estetyczne układy abstrakcyjne mające swoja genezę niewątpliwie w sztuce Rodhko i Mathieu. Opracowane cyfrowo obrazy natury gestu malarskiego tworzą efektowne układy kompozycyjne. Cieszy więc fakt przełamywania nawyków wystawienniczych tej szacownej instytucji. Wreszcie zaczyna, może nie triumfować, ale pojawiać się PIĘKNO w naszej Narodowej Galerii. Czyżby nastąpiła weryfikacja upodobań osób nią kierujących? Niezaprzeczalnie najważniejszą wystawą zrealizowaną w Zachęcie w 2017 roku była „Sarkis. Tęcza anioła”. Wyróżniały ją ciekawa koncepcja i prace o wysokiej wartości artystycznej potwierdzające międzynarodowy prestiż ich autora, klasyka sztuki współczesnej Sarkisa (Sarkis Zabunyan), którego dokonania często prezentował „Artluk”. Pełną parą i z interesującą ofertą wystawienniczą ruszyło Muzeum nad Wisłą jako część Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Pawilon ten został zaprojektowany przez austriackiego architekta Adolfa Krischanitza i bezpłatnie użyczony przez wiedeńską fundację Thyssen-Bornemisza Art Contemporary. Ciekawostką jest, że w Muzeum Sztuki Nowoczesnej można było zobaczyć na wystawie Xing Danwen, chińskiej dokumentalistki akcji artystycznych realizowanych w latach 80. i 90. w Chinach, prace w tym samym czasie ocenzurowane w nowojorskim Muzeum Guggenheima. Odrzucona tam praca z udziałem kopulujących warchlaków - „A Case Study of Transference” Xu Binga - spowodowała medialne protesty, ale i wzrost frekwencji. U nas przeminęła bez echa. „Co kraj to obyczaj”. A co działo się poza Warszawą?

Muzeum Sztuki w Łodzi przygotowało program na 100-lecie awangardy w Polsce. Choć projekt w ramach Roku Awangardy wydawał się interesujący i obszerny, bo obejmował 6 wystaw, to jednak był nierówny. Przy ciekawej wystawie „Superorganizm. awangarda i doświadczenie przyrody”, pokazującej mało znane aspekty łączenia sztuki z naukami przyrodniczymi, można było zobaczyć akademicką i miałką, wręcz szkolną ekspozycję „Muzeum rytmu”.  

W Poznaniu  natomiast wystawa Virtual Garden/PGA (Poznań Game Arena) połączyła sztukę z światem gier komputerowych. Autorem projektu jest Tomasz Wendland, kurator wielu ważnych imprez międzynarodowych, twórca Mediations Biennale Poznań. W tym roku kierował jako kurator takimi imprezami jak: „Osmosis” - 5 Nakanojo Biennale w Japonia, „Osmosis” - Audiovisual Festival w Taipei na Tajwanie czy „Neighbourhood - 7 Hotel de Inmigrantes” na Sapir College w Izraelu. Ta aktywność kuratorska spowodowała, że redakcja naszego pisma postanowiła przyznać Tomaszowi Wendlandowi nagrodę „Kurator Roku” za rok 2017. 

W Krakowie jak zawsze ciekawe wystawy prezentowało Muzeum Sztuki Współczesnej. Trzeba szczególnie wyróżnić wystawę „Sztuka w sztuce”. Choć wystawa ta była spóźniona o co najmniej 20 lat, to pochwalić trzeba odwagę organizatorów. W kraju opanowanym przez ideologie modernistyczne sięganie do historii sztuki jest ryzykowne. Można mieć jedynie pretensje do doboru prac często spłycających tradycję sztuki. Zignorowanie wielowiekowych warstw interpretacyjnych mści się plakatowymi uproszczeniami, a tych było co niemiara na tej wystawie. Nawet żart musi wzbogacić interpretację, a nie zubożyć ją do poziomu taniej rozrywki. Może to też wynikać z kolażowego traktowania tworzonych prac. Dokładanie współczesnych atrybutów do znanych dzieł z przeszłości może jest śmieszne, ale szybko wyczerpuje siłę oddziaływania. Przeciwnie było na tegorocznej Bielskiej Jesieni organizowanym przez Bielską Galerię BWA w Bielsku-Białej. Sięganie do tradycji, ale i tworzenie nowych mitologii jest przypisane z natury malarstwu, którego środki umożliwiają swobodniejsze działanie. Jest jednak jeden problem. Trzeba mieć opanowany warsztat i umieć malować. Niespodzianką jest popularność malarstwa w dzisiejszych czasach. Na zeszłoroczną edycję Bielskiej Jesieni przesłano rekordową ilość 2989 prac. To jest wspaniałe, że młodzi artyści mają sposobność, aby skonfrontować swoje dokonania, a taką jest Biennale Malarstwa Bielska Jesień.    

Od 2 lat mamy zmniejszającą się liczbę pism o sztuce. Już nie wychodzi „Obieg”, „Art&Buisses”, „Exit”. W ich miejsce powstały nowe, jak choćby wydawany od 2017 roku przez Zarząd Główny ZPAP ArsForum. To jednak jest za mało, by dobrze funkcjonowała informacja o sztuce współczesnej. Im więcej takich pism, tym lepiej. Mogą prezentować odmienne poglądy, ale są łącznikiem między artystami, krytyką i społeczeństwem. Na pewno wiązać to zjawisko można przede wszystkim z brakiem wspomagania finansowego przez Ministerstwo, ale i z coraz mniejszym zainteresowaniem sztuką współczesną. Przypatrując się dokonaniom instytucji wystawienniczym nie sposób skusić się o opinie, że nastąpił kryzys. Wystawy przestały interesować nie tylko niewyrobionych odbiorców (co nastąpiło już dawno), ale i fascynatów sztuki współczesnej, co przekłada się na puste sale. Nasuwa się jeszcze pytanie: Dlaczego jest tak źle, skoro uczelnie artystycznie co roku wypuszczają tysiące swoich absolwentów? To oni powinni być odbiorcami sztuki współczesnej, ale nimi nie są.

W 2017 roku nie było też ani jednej spektakularnej wystawy. Wszystko ugrzęzło w szarej masie nijakości. Można powiedzieć, że rewelacji nie było.

powrót